styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

poniedziałek, 4 listopada 2013

5 złotych za dotknięcie lodu czyli szalona kobieta w niedzielę wieczorem

Jose Arcadio Buendia, nie rozumiejąc, wyciągnął rękę w kierunku lodu, ale olbrzym odsunął go. „Pięć realów za dotknięcie" - powiedział. Jose Arcadio Buendia zapłacił, dotknął ręką lodu i trzymał ją tak przez parę minut, podczas gdy jego serce biło mocno ze strachu a zarazem radości zetknięcia się z tajemnicą. Nie wiedząc, co powiedzieć, zapłacił jeszcze dziesięć realów, żeby jego synowie także mogli przeżyć to cudowne doświadczenie. Mały Jose Arcadio odmówił dotknięcia lodu. Aureliano, przeciwnie, zbliżył się o krok, położył rękę i natychmiast ją cofnął. „Gotuje się!" - krzyknął przerażony. Ale ojciec nie zwrócił na niego uwagi. Odurzony oczywistością cudu, zapomniał w okamgnieniu o klęskach swych szaleńczych pomysłów i o zwłokach Melquiadesa rzuconych na żer mątwom. Zapłacił następne pięć realów i z ręką na bloku lodowym, jak gdyby składał przysięgę na Pismo Święte, wykrzyknął:
- Oto największy wynalazek naszych czasów!
Gabriel Garcia Marquez Sto lat samotności

Siedzimy już w domu, spokojnie i pogodnie, zawinięte w koce zaraz zaczniemy oglądać film Wiedźma wojny - podobno wybitne kino, nominowany do Oscara. 
Właśnie uświadomiłam sobie, że październik zniknął w paszczy przeszłości jak jeden dzień. 
Macondo się rozświetliło, to chyba pierwszy zwiastun Świąt Bożego Narodzenia. Za wcześnie? 
(W Do widzenia do jutra jest taki dialog:
- Jacques o czym myślisz?
- o tobie... za wcześnie?
- za późno...) 

Dziś walczyłyśmy właśnie z bombkami:



...i kiedy już chciałyśmy się pozabijać z nadmiaru bombek i choinek przypomniałyśmy sobie, że musimy koniecznie zrobić zdjęcia na bloga i zaczęłyśmy latać z telefonami po całym Macondo, a największą głupawkę dostałyśmy kiedy z jarmarcznej strony lustra przeszłyśmy do tej zawalonej remontem... 
 ...i karuzela gra!
 koty zważone...
 Nasze zupełnie nowe sowy i jeden list! Zdolna ta Beata!
 Bardzo brakowało w Macondo pięknego lustra i oto Ola zrobiła najwspanialsze lustro klimtowe jakie mogłyśmy sobie wymarzyć!
 Zupełnie nie namawiając się z nikim dostałyśmy sowę z maszynami do szycia, a przypominam, że w naszym sąsiedztwie znajduje się punkt napraw takich maszyn!!!! (Podobno najlepszy w mieście...)
 A tu nasza piknikowa walizka zapełniona świecidełkami!
 No i chrupiące gwiazdki z nieba (to nasz temat przewodni, bo jak byłam mała i ciągle czegoś chciałam to mama mówiła mi: a ja bym chciała gwiazdkę z nieba! I powtarzała to tak często, aż w końcu z przekory i złości powiedziałam jej: i nie dostaniesz!! ...parę lat później, jak zmądrzałam (i miałam już swoje kieszonkowe:P) kupiłam mamie wspaniałą gwiazdkę z nieba na urodziny.)
 I jeszcze bardzo ruchliwa walizka pełna kotów, psów i... słoni.
 No i druga strona lustra!!!!
 I płacz nad rozlaną kawą na nasz piękny już, tuż, tuż skończony blat!
 I tak to tam teraz wszystko wygląda. Mnóstwo emocji!
Lena





Nie, to nie jest lustrzane odbicie rzeczywistości tylko zdjęcie witryny Macondo od środka. W końcu byłyśmy tam razem, jest pięknie, ale jest też druga strona lustra. Jeszcze tydzień, jeszcze premiera i potem już tylko spełnianie macondowych marzeń. Będzie ostra walka o kawałek świata zbudowany od nowa, z różnych kawałków naszego koncertu życzeń. Mam nadzieję, że zachowamy rozsądek i pogodę ducha. A propos był dzisiaj u nas mój wujek, Ojciec Chrzestny całej rodziny i zapytał patrząc na witrynę: "A kto to wie, co to jest to Macondo?" No właśnie, co to jest, jak to można nazwać inaczej niż Macondo? Zakręciłyśmy się w naszym realizmie magicznym i brak nam słowa? A może zbyt przywiązałyśmy się do naszej nazwy, że wydaje nam się oczywista, a zwykły przechodzień nas nie zrozumie? Ale czy istnieje zwykły przechodzień? No dość tych pytań na dzisiejszy wieczór. Zwłaszcza, że zanim wyszłyśmy z naszego jarmarku cudów, wpadła do nas "szalona kobieta w niedzielę wieczorem", jak sama się nazwała, która zgubiła kupione u nas meksykańskie etui na komórkę w autobusie (uczciwego znalazcę prosi się o...) i koniecznie musiała sobie nabyć kolejne. Wspaniałe, prawda? 
Jutro rano wracam do Olsztyna na ostatni tydzień prób. To wielki wysiłek, ale też wspaniałe uczucie, kiedy zamyka się cała kompozycja spektaklu. A potem już tylko szalona trema przed premierą i spotkaniem z publicznością. Nie przepadam za tą premierową adrenaliną, zwłaszcza, że już nic nie mogę zmienić. No cóż trzeba to przeżyć. Ale to za tydzień, a dzisiaj po krótkich wakacjach w domu, cieszę się z tej gwiazdki, którą zapaliłyśmy wieczorem w Macondo. 
Julia 





1 komentarz:

  1. Julio i Leno - wszyscy wiedzą, że Macondo to magia, a Wasza magia rozkwita (na pewno Urszula czuwa nad Wami) - pozdrawiam listopadowo, serdecznie

    OdpowiedzUsuń