styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

środa, 3 grudnia 2014

Grudzień w Macondo!

Od niedawna dopiero zdjęły żałobę po babce, noszoną z nieugiętym rygorem przez trzy lata, a ich kolorowe sukienki jak gdyby wyznaczyły im nowe miejsce w świecie. Rebeka, wbrew temu, czego można było oczekiwać, była ładniejsza. Miała przezroczystą cerę, ogromne, spokojne oczy i ręce czarodziejki, które jakby niewidzialnymi nićmi wypracowywały osnowę haftu. Młodszej Amarancie brakowało trochę wdzięku, miała za to dużo wrodzonej dystynkcji i jakąś wewnętrzną powściągliwość odziedziczoną po zmarłej babce. Przy nich Arcadio, choć już ujawniało się jego podobieństwo fizyczne do ojca, był jeszcze dzieckiem. Uczył się sztuki złotniczej od Aureliana, który prócz tego nauczył go czytać i pisać. Urszula nagle uświadomiła sobie, że dom zapełnił się ludźmi, że jej dzieci dorosły do małżeństwa i wkrótce będą miały własne dzieci, a wtedy rodzina może rozproszyć się z braku miejsca. Wydobyła więc ze skrzynki pieniądze zgromadzone podczas długich lat ciężkiej pracy, przyjęła jeszcze więcej zamówień od klientów i przystąpiła do rozbudowy domu.
Gabriel Garcia Marquez "Sto lat samotności"


Macondo, Macondo... daje ciągle wiele radości, niespodzianek, nadziei. Apetyt rośnie nawet w chwilach zwątpienia i zmęczenia. Kawiarnia, galeria, miejsce spotkań, jarmark cudów. Wiele jeszcze nazw a to jest po prostu Macondo, nasze Macondo. Czasami mówi się, że każdy z nas powinien znaleźć swoje miejsce na świecie. Ale można je stworzyć samemu! Nasze miejsce na świecie jest podobne do mnie i do Leny i co najważniejsze jest dla innych, jest jak nieustające zaproszenie do spotkania przy kawie, herbacie, zakupu prezentu. Jest jak teatr - nie istnieje bez gości, więc jak Urszula musimy ciągle coś w Macondo zmieniać, tworzyć, organizować. I to jest wyzwanie!  Niedługo będą nowe foteliki i mam nadzieję, że nikt nie będzie już wtedy od nas chciał wychodzić. W oknie pojawił się wspaniały ptak Joanny, naszej przyjaciółki z Kanady.



Minęły nasze cudne urodziny, a już wydarzył się koncert "Byle nie o miłości" Agaty Borowieckiej, która nas bardzo rozczuliła swoimi piosenkami (na bis śpiewaliśmy już razem)...





...i spotkanie z  podróżnikiem, tym razem wraz z Teresą Łabaziewicz, jej mężem i synkiem byliśmy w Peru. 



Czy to jest nasza codzienność, nie, to są nasze nieustające święta. I to jest w Macondo najpiękniejsze... Tylko brakuje czasu, czasu, którego nie ma ciągle brakuje, na przykład na napisanie bloga, dlatego wstałam o 5.30, upiekłam szarlotkę i piszę nowego posta. Ale czy zdążę? Nie ma pewności... Pozdrawiam i czekam w Macondo, w którym w piątek będą nietoperze. Jest cudnie, prawda? 
Julia


Urodziny, urodziny, urodziny!
Czuję, że wraz z naszymi pierwszymi urodzinami dostałyśmy w prezencie nową energię. Na przekór zimie i szarej nostalgii jesteśmy przepełnione irracjonalną radością i śmiejemy się ze wszystkiego.
Urodziny były długie i krótkie jednocześnie. Jazzowe szaleństwo wypełniło Macondo tłumem gości, którzy siedzieli nawet w naszym sklepie bacznie obserwowani przez nasze liczne koty, anioły i sowy. Nie zdążyliśmy nawet odetchnąć jak już trzeba było zaczynać wernisaż Mariusza, który zapomniał zabrać ze sobą tytułów swoich prac i więc wymyślaliśmy nowe od czego ściany pokryły się kolorowymi karteczkami. Na tort nie trzeba było długo czekać i jak tylko pojawił się tort (wspaniały!). Udekorowałyśmy go świeczkami, rozdałyśmy konfetti i szampana i wraz z życzeniem zdmuchnęłyśmy małe, ogniki tańczące nad naszym bezowym tortem. W tym samym momencie nad naszymi głowami wystrzelił kolorowy deszcz konfetti, który zawirował i powpadał do kieliszków pełnych musującego trunku. My za to obsypałyśmy naszych przyjaciół, pracowników i rodzinę podziękowaniami i oto nadszedł moment świętowania! A bawiliśmy się długo i hucznie. Uwielbiam takie "macondo-off" wieczory w gronie wtajemniczonych. To kolejne oblicze naszego miejsca...

 W ramach Jazztopadu zagrali u nas Piotr Damasiewicz na trąbce...
 Korhan Futaci na saksofonie i flecie...
 oraz Korhan Argüden na perkusji! 














fot. Krzysztof Kowalski

Ale, ale! Trzeba kiedyś wrócić do rzeczywistości... na szczęście codzienność jest tym ciekawsza im więcej się u nas dzieje! Nie będziemy więc próżnować i ruszamy pełną parą z grudniowymi szaleństwami! 



Zaczynamy nietoperzowym maniactwem z Łukaszem Iwaniukiem! To wyjątkowy człowiek cały ulepiony z różnych pasji!

A w niedzielę 7 grudnia cały dzień z warsztatami! O 12.00 dla dzieci, a o 16.00 dla wszystkich! 

12.00
WARSZTATY DLA DZIECI
„Mikołajkowe ozdoby choinkowe”
Warsztaty plastyczne dla dzieci 
w wieku 4-7lat, na których wykonamy
samodzielnie ozdoby choinkowe.
Będziemy malować Mikołaja, a także
tworzyć ekologiczne bombki na
choinkę z orzechów i szyszek.

Warsztaty prowadzi
Ewa Małkiewicz.

Warsztaty potrwają godzinę
Obowiązują zapisy!
Koszt 10 zł

16.00
WARSZTATY FLORYSTYCZNE
„świąteczny czar”
Na warsztatach powstaną urokliwe,
pełne naturalnych i pachnących dodatków
kompozycje bożonarodzeniowe. Wśród
nich znajdą się m. in. anyż, cynamon,
suszone plastry cytrusów, szyszki,
kora brzozy i zielone gałązki.

Warsztaty prowadzi Ola Niemiec.
Czas trwania 1,5 godziny
Obowiązują zapisy
Koszt 20 zł



To będzie przesycona świątecznym nastrojem niedziela!
Do zobaczenia!
Lena

sobota, 22 listopada 2014

Pierwsze urodziny Macondo!

Pewnej nocy wydawało mu się, że znalazł przepowiednię o przyszłości Macondo. Miała to być olśniewająca metropolia z wysokimi domami ze szkła, gdzie nie pozostanie już śladu z wielkiego rodu Buendiów. „Pomyłka! - ryknął Jose Arcadio Buendia - Domy nie będą ze szkła, tylko z lodu, tak jak mnie się śniło, i zawsze będzie istniał jakiś Buendia, po wieki wieków". W tym domu pomyleńców Urszula walczyła o zachowanie zdrowego rozsądku i rozszerzyła swoją produkcję zwierzątek z karmelu dzięki olbrzymiemu piecowi, który całą noc wypiekał chleb kosz za koszem, jak również najróżniejszego rodzaju budynie, bezy i babeczki, które w ciągu kilku godzin rozchodziły się po całej okolicy moczarów. Osiągnęła już wiek, w którym miała prawo odpocząć, mimo to była coraz bardziej pomysłowa i ruchliwa. Tak ją pochłaniały jej dobrze prosperujące przedsiębiorstwa, że pewnego popołudnia, gdy wyrabiała z Indianką ciasto, spojrzawszy z roztargnieniem na podwórko zobaczyła tam dwie nieznajome i piękne dziewczyny haftujące na tamborkach w świetle ostatnich promieni słonecznych. Były to Rebeka i Amaranta.
Gabriel Garcia Marqueza "Sto lat samotności" 

Macondo maniakalnie zaprasza maniaków i dzięki temu w ostatni czwartek przez dwie godziny szczegółowo i z pasją omawialiśmy wszelkie aspekty kawy, nasze związane z nią stereotypy, problemy natury ekologicznej, etycznej i sensorycznej. Filip, Adam i Patryk z Czarnego Deszczu dzięki swojemu maniactwu i sposobie myślenia o kawie zostawili we mnie parę ważnych pytań, które teraz zadaję sobie nie tylko kupując kawę, ale w ogóle przechadzając się wśród sklepowych półek. Czuję, że odrobinę bardziej świadomie wybieram produkty, które wrzucam do koszyka... 








 fot. Małgorzata Janas

 Cały ten zgiełk! Od ostatniego weekendu jak opętana niemal codziennie wieczorem uczestniczę w jazztopa-dowych wydarzeniach. Koncerty i muzyczny, wrocławski świat opanował moją głowę. Nie byłabym jednak sobą gdybym nie zaprosiła odrobiny tego świata do Macondo. Jazztopad zagości w macondowych progach z nie byle okazji, bo oto jutro obchodzimy nasze pierwsze urodziny! 


Zaczynamy o 16.00 koncertem kameralnym w ramach festiwalu Jazztopad, na którym zagrają Korhan Argüden - perkusja, Piotr Damasiewicz - trąbka oraz Korhan Futaci - saksofon i flet. Zaraz potem o 18.00
wernisaż grafik, rysunków i obiektów Mariusza Gorzelaka "Copies”, czyli krótkie historie, których
powstanie rozpoczęło wciśnięcie klawisza prtsc... i oczywiście tort, konfetti i toasty! Wstęp na nasze urodziny oczywiście wolny!
Jak to możliwe, że już minął rok? A był to dla nas ogromnie pracowity rok. Rok przełamywania lęków, ważnych decyzji, odkryć, podejmowania ryzyka, sukcesów, porażek.... cały wachlarz emocji i przeżyć. Gdyby nie Macondo nigdy nie dowiedziałabym się jak bardzo mogę być zmęczona, że wszystko (absolutnie wszystko) można robić po swojemu, że każde szalone marzenie można zrealizować, że jak wskakuję na głęboką wodę to nie tonę, że praca kelnerki jest trudna, że jak nie popełnię tysiąca błędów, to się nigdy nie nauczę... ale najważniejsze co zrozumiałam to to, że chociaż Julia wszystko robi po swojemu, jest szalona i nie uprzedza mnie, gdy kolejny szalony pomysł już właśnie wchodzi w życie, wrzuca mnie na głęboką wodę i pozwala mi na popełnianie tysięcy błędów, to z nią po prostu wszystko jest możliwe, od śmiechu w trakcie najbardziej zażartych kłótni, picia spokojnie kawy chociaż już cały świat na nas czeka, czytania na głos książek po prowadzenie naszego Macondo, co wydaje się największym szaleństwem do jakiego się razem posunęłyśmy. 
Czas świętować! Do zobaczenia! 
Lena


Zanim zaczniemy świętować  nasze I urodziny działy się w Macondo fajne rzeczy - kolejne warsztaty, tym razem Michalina Adamska zaprosiła do szydełkowania. Powstały na naszych oczach misy-kosze skandynawskie w pięknych kolorach. W skupieniu dziewczyny szydełkowały, były też opowieści o życiu i świecie. 





fot. Krzysztof Kowalski

Zaśpiewał u nas po raz drugi ( pierwszy raz były to piosenki Franka Sinatry na otwarcie Macondo!)  swoje ulubione utwory Mateusz Leśny a towarzyszył mu Przemek Sajwaj na gitarze. 





Koncert był piękny, przyszły tłumy wielbicieli i bisom nie byłoby końca, gdyby artyści mieli jeszcze więcej siły. Bardzo miłe jest to, że nasi goście coraz częściej nie chcą od nas wychodzić i siedzimy sobie przy kawie czy herbacie długo w noc. Ważny komunikat jest w kawiarni nowe ciasto - czekoladowe z gruszkami ( przepis od Hani Zamelskiej kochanej ) jest pyszne i bez mąki! Lena wieczory spędzała na słuchaniu jazzu, a ja w łóżku, bo nie mogę się pozbyć grypy wirusowej i kaszel nie daje mi spać po nocach. Okropne! Nie mogłam pojechać na próby "Dam i huzarów" do Olsztyna i ze spektaklem do Lwowa. Niby nic taka grypa, ale zabiera siłę, energię, nie chce minąć i rozprzestrzenia się po całym ciele. Kruchym jesteśmy jednak istnieniem. Ale w końcu mam nadzieję że przejdzie i znowu poczuję smaki i zapachy naszego świata... I będzie to kolejny rok naszego Macondo! Ten co mija był niezwykły. Stało się to, co niemożliwe. Macondo jest! Zrobiłyśmy wiele, ale też wiele jest jeszcze przed nami. Ciągle mam wrażenie, że można jeszcze więcej, lepiej, ale brakuje często czasu, środków, siły. To nie są kompromisy, tylko nasze apetyty na działanie ogromne. Wczoraj dzwoniła do mnie Emilia Krakowska, wielka polska aktorka i moja przyjaciółka i powiedziała, że chętnie weźmie udział w spotkaniu w cyklu Maniacy, bo ona jest MANIAKIEM ŻYCIA!!!!!! Czego sobie i Państwu życzę z okazji pierwszych urodzin Macondo! 
Julia

wtorek, 11 listopada 2014

Niebieska rowerzystka

Czas odwiódł go od tego oszałamiającego zamiaru, ale pogłębił uczucie frustracji. Postanowił szukać schronienia w pracy. Zrezygnował na całe życie z poznania kobiety,  by ukryć hańbę swej bezsilności. Tymczasem Melquiades utrwalił już na swych płytkach wszystko, co było do utrwalenia w Macondo, i porzucił dagerotypię wydając ją na pastwę obłędu Josego Arcadia Buendii, który postanowił wykorzystać tę sztukę, by otrzymać naukowy dowód istnienia Boga. Był pewien, że za pomocą skomplikowanego  procesu nakładających się jedna na drugą ekspozycji, dokonanych w różnych miejscach domu, prędzej czy później uzyska dagerotyp Boga, jeżeli Bóg istnieje, albo obali raz na zawsze wszystkie hipotezy co do jego istnienia. Melquiades natomiast zagłębił się w interpretacjach Nostradamusa. Przesiadywał do późna, dusząc się z gorąca w swojej wypłowiałej, aksamitnej kamizelce, bazgrząc po papierach swoimi drobnymi jak łapki wróbla rękami,  na których lśniące niegdyś pierścienie straciły połysk z dawnych czasów.
                                                                                            Gabriel Garcia Marquez "Sto lat samotności"


Ruszamy listopadowo! I piszę ruszamy w liczbie mnogiej, bo Julia w końcu wróciła do domu, niestety chora i zmęczona, ale nie ma to jak weekend w naszym domowym schronie, który regeneruje wszystkie bóle, choroby i strachy.
Mama nie była by mamą, gdyby nie przyjechała z dalekiego Radomia z całą walizką prezentów, z których najbardziej podobają mi się niebieska rowerzystka, która jeździ teraz sobie po naszym domu i bardzo modne, futrzane kamizelki. Noszę je teraz cały czas, jest mi ciepło, wyglądam jakbym właśnie wróciła z Alaski, a jak natknę się na porzuconą przeze mnie, jedną z moich futrzanych kamizelek, to przeżywam wstrząs poznawczy myśląc przez moment, że mamy w domu nowego, drapieżnego kota. Julia robi najlepsze prezenty, jak wpadniecie do Macondo, to może się okaże, że dla Was też coś przywiozła...
Dziś z okazji święta narodowego byłyśmy na długim, słonecznym spacerze przez naszą malutką stację kolejową, na której odliczałyśmy "kocha, nie kocha" na mijających nas wagonach pociągów. Spotkałyśmy też stado kóz i obraz Chełmońskiego, na którym spacerowała piękna, starsza pani na tle wyschniętego pola kukurydzy, przystając od czasu do czasu; wsparta o drewnianą laskę tego samego koloru co pejzaż, który ją otaczał i spoglądając w niebo.
Dziś i wczoraj spotkała mnie też ogromna przyjemność w postaci mojej przyjaciółki, która obecnie mieszka w Paryżu i na chwilę odwiedziła Wrocław. Zawsze jak się spotkamy wszystko nabiera tempa, gadamy jak nakręcone, a i tak znowu nie udało nam się porozmawiać o wszystkim i teraz z trudem składam to zdanie, bo przez głowę przebiegają mi tony tematów, które koniecznie chciałam omówić! Dobrze mieć taką Magdę, która od lat zaraża mnie swoją dobrą energią, jest jak najlepsze lekarstwo... Muszę zmienić temat, bo inaczej wskoczę zaraz do samolotu i polecę za nią do Paryża!
Wracając więc do listopada to w tę sobotę o 19.00 - Mateusz Leśny i Przemek Szajwaj akustycznie. Duet na wokal i gitarę w utworach takich twórców jak Jessie Ware, Katie Melua, Monika Brodka, Edyta Bartosiewicz. Mateusza już znacie, z naszego WIELKIEGO otwarcia, na którym brawurowo zaśpiewał piosenki Sinatry. 





W listopadzie nie odpoczywamy, więc zaraz po sobotnim koncercie warsztaty z szydełkowania z Michaliną Adamską, która nauczy nas szydełkować z bobbinów, czyli nowych, rewolucyjnych włóczek, o których więcej na www.bobbiny.pl 


Robi się ciekawie i intensywnie w tym naszym małym Macondo! Do zobaczenia!
Lena

Powrót do domu to bardzo przyjemna rzecz nawet jak człowieka dusi katar i kaszel i boli go gardło. Premiera "Pierwszej młodości" bardzo się udała - a tak naprawdę to niesamowity był cały czas przedpremierowy, kiedy Danusia z Iwoną zaczynały istnieć jako Renee i Simone, przeżywały swoje wzloty i upadki, odkrywały wolność i miłość i młodość. To największa nagroda w tej pracy, kiedy przedstawienie zaczyna żyć swoim własnym życiem i tworzy swoją własną rzeczywistość. I taką przygodę udało mi się przeżyć razem z dziewczynami (a dołączyła do nas jeszcze moja siostra - scenograf) w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Najlepszy był drugi spektakl, którego nie widziałam, ale wiem, że była nawet owacja na stojąco. A ja zanurzyłam się w ten dziwny stan chorobowy, który daje taką niejasność istnienia, poczucie czasu i przestrzeni też raczej marne. Człowiek zdrowy myśli sobie, że tak poleżeć sobie w łóżku jest fajnie, ale jak już w nim leży chory to fajnie wcale nie jest. No więc postanowiłam nie leżeć dłużej i poszłyśmy na spacer, o którym pisała Lena. Było pięknie ciepło, były kwiaty niebieskie, fioletowe i żółte (które nic sobie nie robiły z tego, że to listopad), latały małe samoloty, stada srok uciekały przed Fiodorkiem a kozy się gapiły. A jutro idę do Macondo i cieszę się, bo dawno mnie tam nie było i będę tam na Was czekać. 
Julia 

czwartek, 6 listopada 2014

Listopadowo!!

Dziewczyna podziękowała mu w milczeniu. Plecy jej były jak jedna rana, skóra niemal przyrośnięta do żeber i oddech przerywany niezmiernym wyczerpaniem. Dwa lata temu, bardzo daleko stąd, zasnęła którejś nocy nie zgasiwszy świecy i obudziła się otoczona płomieniami. Dom, gdzie mieszkała razem ze swoją babką, zamienił się w stertę popiołu. Od tego czasu babka jeździła z nią od wsi do wsi sprzedając ją mężczyznom za dwadzieścia centavos, aby pokryć stratę spalonego domu. Według obliczeń dziewczyny rakowate jeszcze około dziesięciu lat, licząc po siedem-dziesięciu mężczyzn co noc, bo musiała także pokrywać wydatki podróży, wyżywienie dla nich obu i płacić pensję indiańskim tragarzom, którzy nosili fotel. Kiedy matrona zastukała po raz drugi do drzwi, Aureliano oszołomiony i bliski płaczu wyszedł z pokoju nie dokonawszy niczego. Tej nocy nie mógł spać, rozmyślając o dziewczynie z pożądaniem pomieszanym z litością. Czuł jakąś nieodpartą potrzebę kochania jej i otoczenia opieką. Rankiem, osłabiony bezsennością i trawiony gorączką, postanowił spokojnie, że się z nią ożeni, żeby uwolnić ją od despotyzmu babki i co noc cieszyć się tą satysfakcją, którą ona dawała siedemdziesięciu mężczyznom. Ale gdy zjawił się w sklepiku Catarina o dziesiątej rano, dziewczyna już odjechała. 
Gabriel Garcia Marquez, "Sto lat samotności"

Minął zaledwie ponad tydzień, a ja mam wrażenie, że przeżyłam miesiąc. 
Opowiadać powinnam zacząć od spotkania z Profesorem Michałem Jędrzejewskim, które wszystkim (tak jak podejrzewałam) otworzyło perspektywę zupełnie nowego myślenia o świecie i pozwoliło złapać dystans do siebie i wszystkiego co nas spotyka. 





 fot. Krzysztof Kowalski

Po spotkaniu trudno było mi nazwać to co powywracało mi się w głowie i na ten mój brak słownictwa mój kolega żegnając się ze mną powiedział: "tak! Podejrzewałem, że czegoś mi brakuje i to właśnie to! Nie miałem żadnego dystansu i brałem wszystko na poważnie! A to tak nie można! Trzeba nauczyć się patrzeć z daleka i z przymrużeniem oka! To spotkanie zmieniło moje życie, poczułem wolność, jakbym znowu nauczył się swobodnie oddychać! Wiesz co teraz zrobię? Pójdę na piechotę do domu i będę szedł przez most i zupełnie nie będę o niczym myśleć!" 
Nie wiem czy nasze spotkania maniaków idą w dobrą stronę, bo jak będziemy tak raz, dwa razy w miesiącu przeżywać tak głębokie katharsis to skończy się uzależnieniem! 

Po spotkaniu sensybilistycznym przyszedł czas na sobotnie bajkowanie z dzieciakami. Kontury Kultury w postaci Elwiry Szwedo-Mazurkiewicz zaczarowały dzieciaki, które w sporych ilościach rozsiadły się na (prawie że latającym) macondowym dywanie i przez prawie godzinę słuchały, śmiały się i bawiły razem z Elwirą. 


 A na koniec października zadumaliśmy się jazzowo z Agatą Borowiecką i Michałem Sękowskim. 



 fot. Agnieszka Michalak

I tu los zrobił mi niespodziankę, która dała mi nową energię, bo otóż zupełnie wbrew moim oczekiwaniom i napadom podłych nastrojów nasze małe Macondo całkowicie wypełniło się gośćmi, którzy zajęli wszystkie możliwe miejsca jakie sobie u nas można wymyślić! I do tego jeszcze Agata i Michał dali wspaniały muzyczny popis, który tak jak zapowiadali ukoił nas, otulił i rozmarzył. Oczywiście nie wypuściliśmy ich  tak łatwo i musieli zagrać nam jeszcze dwa bisy! 
A ja, jak to ja, wzruszyłam się może przesadnie, ale szczerze i wydzwoniłam mamę, która ciężko pracuje nad spektaklem w Radomiu i rozpłakałam się jej przez telefon, bo to była przecież rocznica naszego Małego Otwarcia i kto by się spodziewał, że dostaniemy taki wyśmienity prezent z tej okazji! 
Więc jeśli będziecie chcieli zrobić nam prezent na nasze listopadowe, pierwsze urodziny to po prostu przyjdźcie!

Lena

Jutro premiera, napięcie trudne do opisania, niepokój pomieszany z euforią, mnóstwo pomysłów, brak czasu, lęk i odwaga. No i niemożliwa odpowiedź na pytanie - jak jest? Trzeba poczekać do jutra, do spotkania z widownią - mówiąc krótko duży stres. Ale zaraz potem wracam do domu, do Macondo, przerwać samotność Leny i być na naszych listopadowych wydarzeniach. 

A będzie muzycznie - 15 listopada na koncercie Mateusza Leśnego i Przemka Szajwaja. Zaraz następnego dnia nasze kolejne warsztaty, ale tym razem z szydełkowania z Michaliną Adamską, 20-tego kolejni Maniacy, tym razem Czarny kawowy Deszcz i zbliżamy się do najważniejszego dnia - 22  listopada! Czas, który jak wiemy nie istnieje lub jest fikcją odmierza pozornie nasze życie i dzieli na jakiejś kawałki, to jednak daje miłe okazje do świętowania. A jeszcze jak dodamy do tego, że zgodnie z teorią kopernikańską, każdy z nas jest centrum wszechświata (hurrra!) a wszechświat godnie to znosi, bo to też dotyczy wszelkich istot i rzeczy (np. psa Fiodorka) skoro On jest bezmiarem nieskończonym, to jest zupełnie przyjemnie. A więc PIERWSZE URODZINY MACONDO!!!! Będzie koncert, wernisaż, tort i wszyscy nasi przyjaciele czyli Wy, moi Kochani! A potem już w kolejnym roku naszej działalności koncert Agaty Borowieckiej "Byle nie o miłości" i Spotkania z podróżnikiem, tym razem będziemy w Peru. Wraca codzienność ale jakże fantastyczna i magiczna! I można jednak nawet w listopadzie żyć kolorowo.
Julia