styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

sobota, 17 sierpnia 2013

Drabina!

Kiedy powrócili Cyganie, Urszula podburzyła przeciwko nim całą wieś. Ciekawość jednak była silniejsza od strachu, bo tym razem Cyganie przemaszerowali przez wieś z ogłuszającym hałasem wszelkiego rodzaju instrumentów muzycznych, podczas gdy ich herold zapowiadał pokaz największego wynalazku sprzed epoki Inków. Tak więc wszyscy udali się do namiotu cygańskiego i za opłatą jednego centavo zobaczyli Melquiadesa, odmłodzonego, wypoczętego, bez zmarszczek, z nowym olśniewająco białym uzębieniem. Ci wszyscy, którzy pamiętali jego dziąsła zżarte przez szkorbut, zapadłe chude policzki i zwiędłe usta, struchleli z przerażenia wobec tego oczywistego dowodu nadprzyrodzonej mocy Cygana. Strach urósł do rozmiarów paniki, gdy Melquiades wyjął nietknięte zęby, pokazał je publiczności na chwilę - przelotną chwilę, w czasie której stał się tym samym zgrzybiałym starcem z dawnych lat - i założył je z powrotem, uśmiechając się znów w pełnym blasku swej przywróconej młodości. Nawet sam Jose Arcadio Buendia uznał, że wiedza Melquiadesa przekroczyła granice dozwolone dla umysłu człowieka, lecz doświadczył prawdziwie uzdrawiającej uciechy, kiedy Cygan na osobności wytłumaczył mu mechanizm sztucznej szczęki. Wydawało mu się to tak proste i tak przemyślne zarazem, że nagle stracił całe zainteresowanie dla badań alchemicznych. Wpadł w zły humor, przestał jadać regularnie i całymi dniami spacerował po domu: „Niewiarygodne rzeczy dzieją się na świecie - mówił do Urszuli. – Tuż koło nas, po drugiej stronie rzeki, istnieją różne aparaty magiczne, a my w dalszym ciągu żyjemy w ciemnocie". Ci, którzy go znali z czasów założenia Macondo, nie mogli wyjść z podziwu, jak bardzo się zmienił pod wpływem Melquiadesa. 
Sto lat samotności Gabriel Garcia Marquez

Drabina. Drabina jest przedmiotem ogólnie znanym, przedmiotem powszechnego użytku, z naszej codzienności i mimo szalonego rozwoju cywilizacji ciągle potrzebnym. Czy wymyślono ją razem z kołem, czy to był moment ostatecznego zejścia z drzewa naszych przodków i czy powstała z tęsknoty, żeby na nie powrócić? Czy to z powodu naszej ciągłej tęsknoty za pokonaniem efektu przyciągania ziemskiego, który nie pozwala nam się swobodnie unosić i sięgać wyżej, poruszać się w pionowej, a nie tylko w poziomej linii? Drabina. Drabina będzie głównym motywem części ekspozycyjnej Macondo. Okazała się również natchnieniem dla konstruktora i projektanta oświetlenia, który przyniósł fantastyczne prototypy. 

Dzisiaj był dobry dzień, bo po raz pierwszy zobaczyłam i poczułam wnętrze naszego Macondo i bardzo mi się ono spodobało. Doznałam też przyjemnego uczucia uspokojenia, bo miło mieć wizję i wiedzieć dokąd się wędruje. Zostawiłyśmy wiele białych śladów po wyjściu z Pomorskiej i mam nadzieję, że będzie można po nich do nas trafić i dzięki nim wrócić. 


Jedziemy jutro rano na dzień do Poznania, aby zacieśniać przyjaźń polsko-meksykańską i nawiązać ewentualne kontakty handlowe. Wszystko dzięki naszej wspaniałej rodzinie. Trzeba tylko wcześnie wstać, ale damy radę. Pracujemy obie jak szalone i mam nadzieję, że się nie przećwiczymy. Jest nas jednak tylko dwie, mimo wielu przyjaciół. Jak wspinałyśmy się po schodach kamienicy sanepidu, odkrywając po drodze nieistniejące numery ulicy Pretficza, pomyślałam sobie, że jednak dziwna z nas para, choć z pozoru tak oczywista. Jak sama popadam w stresy i lęki to nic, ale jak widzę te same objawy u Leny to jest mi tak przykro i chciałabym ją przed tym uchronić, tylko nie zawsze wiem jak. I wtedy trzeba sobie przypomnieć, że to co robimy to jest właśnie ten moment, kiedy spełniamy swoje marzenia o tym, że chcemy stworzyć świat, który będzie naprawdę nasz i na naszych warunkach, na przekór temu, na który się nie zgadzamy, choćby był on tak maleńki jak nasze Macondo na Pomorskiej 19 we Wrocławiu. A potem zaprosić tam innych ludzi, żeby im to podarować.
Julia

To ja postaram się streścić historię szukania Sanepidu... Dojechałyśmy na Pretficza po kilku już innych trudnych do wykonania zadaniach, zaparkowałyśmy samochód (w cieniu!) i mama rzuciła: No to szukamy Pretficza 26. No i znalazłyśmy numer 28 z przepustkami wojskowymi oraz 24, gdzie mieści się Klub Regionalnej Bazy Logistycznej (który kiedyś już odwiedziłam we śnie, ale pełnił wtedy funkcję dworca kolejowego) i... pomiędzy 28, a 24 nie było nic co mogłoby mieć numer 26! Dziura w przestrzeni! Tak więc mama już lekko zdenerwowana zaczęła wątpić i przypuszczać, że może jednak powinnyśmy szukać miejsca pod numerem 27... Przeszłyśmy więc na drugą stronę ulicy, gdzie natknęłyśmy się na 17, 19, 21, skrzyżowanie i... 37! Znowu dziura! Klęska i absurd! Przyjmując już każdy scenariusz jako prawdopodobny skręciłyśmy w głąb osiedla w nadziei, że to może tam znajdziemy chociażby wskazówkę... Wykończone upałem siadłyśmy pod zakładem kaletniczym i zrezygnowane zapaliłyśmy papierosa. 



I wtedy znikąd pojawił się listonosz! Obie natychmiast zorientowałyśmy się, że to nasza ostatnia nadzieja i mama krzyknęła rozpaczliwie: Ratuj pan! Listonosz rozbawiony takim zawołaniem uśmiechnął się do nas uprzejmie i zapytał: W czym mogę pomóc? Po chwili wszystko było już jasne - Sanepid znajduje się po prostu na Pretficza 7...

Dziś w Macondo było dużo prościej i przyjemniej. Rafał od oświetlenia, jak już mama wspomniała, przywiózł nam przepiękne lampy i przyjechał ze swoim synem Tytusem, który dzielnie uczestniczył w naradach:



Odwiedzili nas również nasi przyjaciele, czyli Zuza z Wojtkiem i dopadł nas również jeszcze jeden znajomy i nagle zrobiło się bardzo towarzysko, wakacyjnie i pogodnie. Pomyślałam sobie, że tak to już w Macondo będzie, od teraz do końca!



No właśnie! Wszystko jest TOTALNIE zapylone, ale to już podobno schyłek gładzenia i szlifowania, bo jeśli to potrwa jeszcze chwilę to będzie się trzeba przedzierać przez zaspy pyłu!

Po wszystkim pojechałyśmy z Groszkiem na podbój drabin i już prawie wiemy co i jak, a w nagrodę miałyśmy małe, przyjemne przygody - przez drogę, w samym centrum przebiegła nam kuna, albo tchórzofretka, wyskoczyła na nas też panna młoda w gigantycznej sukni, dwa razy większej od niej, więc ze strachu i zaskoczenia dostałyśmy ataku śmiechu, nuciłyśmy sobie swingowe hity przez cały czas podróżowania i nakryłyśmy bardzo eleganckiego pana na popijaniu wódeczki z piersiówki ukrywającego się w cieniu jednego z budynków. 
Przyjemnie jest podejmować ważne decyzje z przyjaciółmi, zawsze można obejść powagę sytuacji i stres dowcipem. Niestety Groszek jedzie robić scenografię do Krakowa i będzie nas wspierać korespondencyjnie... no cóż... nic by nam było po niespełnionej Pauli więc niech jedzie i pracuje dzielnie! 
Lena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz