styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

wtorek, 22 lipca 2014

Maniacy!!

W tym stanie trzeźwej halucynacji widzieli nie tylko obrazy ze swoich własnych snów, ale przekazywali je sobie nawzajem: jedni widzieli to, co się śniło drugim. Było tak, jakby dom zapełnił się gośćmi. Siedząc w foteliku w kącie kuchni Rebeka śniła, że jakiś człowiek bardzo podobny do niej, w ubraniu z białego lnu i w koszuli z kołnierzykiem zapiętym na złoty guzik, przyniósł jej bukiet róż. Razem z nim przyszła kobieta o delikatnych rękach, wyjęła jeden z kwiatów i wpięła go dziewczynce we włosy. Urszula zrozumiała, że ten mężczyzna i ta kobieta nie mogli być kim innym, tylko rodzicami Rebeki, ale pomimo wysiłków, jakich nie szczędziła, żeby sobie przypomnieć tych ludzi, jeszcze bardziej utwierdziła się w przekonaniu, że ich nigdy w życiu nie widziała. Tymczasem z beztroską, której Jose Arcadio Buendia nie mógł sobie nigdy darować, w dalszym ciągu sprzedawano w miasteczku produkowane w domu zwierzątka z karmelu. Dzieci i dorośli z zachwytem ssali smaczne zielone kogutki bezsenności, śliczne różowe rybki nakrapiane bezsennością i żółte koniki zatrute bezsennością. Poniedziałkowy świt nikogo z miasteczka nie zastał w łóżku. Z początku nikt się tym nie przeraził, przeciwnie, cieszyli się, że nie potrzebują spać,
ponieważ wtedy w Macondo było tyle do roboty, że ledwie wystarczało czasu. Pracowali tak, że wkrótce nie mieli już nic do zrobienia i o trzeciej nad ranem siedzieli z założonymi rękami, licząc nuty walca płynącego z grających zegarów. Ci, którzy chcieli spać nie ze zmęczenia, ale z tęsknoty za tym, co oglądali we śnie, próbowali wszelkich sposobów, żeby przywołać zmęczenie. 

                                                                            Gabriel Garcia Marquez Sto lat samotności

"Zielone kogutki bezsenności" też mnie prześladują w te upalne noce lipcowe, ale przed świtem zasypiam i może szkoda, bo świt taki gorący musi być piękny... Może dzisiaj przeczekam senność i pójdziemy z Fiodorem oglądać wschód słońca, może... 
A teraz garść wspomnień z niedzielnych, moich ulubionych, warsztatów florystycznych Oli Niemiec. Warsztatowicze robili kwietno-łąkowe bukiety w puszkach, które najczęściej wyrzucamy do śmieci. A było to wyjątkowo różnorodna grupa uczestników: nasza zaprzyjaźniona rodzina, którą już znacie z afrykańskich bajek (dzieciaki biegały boso!), para, w której on był doświadczonym florystą po kursach (jako przeciwwaga do pracy w korporacji), a ona zadawała się z kwiatami po raz pierwszy, i miła pani, skupiona na swoich kompozycjach, która od razu zapisała się na następne warsztaty we wrześniu. Ja robiłam mnóstwo zdjęć zachwycona urodą kwiatów i ludzi.

Ze spotkań ostatniego tygodnia najważniejsze było spotkanie z małą sikorką modraszką, która siedziała przerażona na nadodrzańskim bruku. Wzięłyśmy ją do Macondo, napoiłyśmy i nabrała animuszu. 

Lena wypuściła ją później na skwerku naprzeciwko galerii, a mi się zrobiło trochę smutno od tego słusznego rozstania. Może jeszcze do nas kiedyś wpadnie... 
....no więc jak usłyszałam o spotkaniu szalonego biologa (Lena go zna!), który na spotkanie przynosi nietoperze to zrozumiałam! Nasz nowy cykl spotkań z ciekawymi, zwariowanymi, dziwnymi, zaskakującymi, opętanymi, zwykłymi i niezwykłymi ludźmi będzie się nazywał: MANIACY!!! Maniacy to my wszyscy oczywiście. Zbieram zgłoszenia od zaraz! To będzie fantastyczne. Przecież każdy z nas nosi w sobie jakąś manię, pasję, hobby, coś lubi najbardziej na świecie, jak choćby lody bakaliowe grycan albo Marqueza... 
No to do zobaczenia! 
Julia


Trudno jest odnaleźć równowagę w tym rozmywającym widoczność upale. Czuję się jak bohaterowie Marquez'a, zatopiona w parzącym słońcu, otoczona dziesiątkami motyli, które obsiadły cały nasz ogród i dom. 
Wieczorami delektuję się letnią aurą, która przynosi ukojenie i uczucie wolności.
W piątek, Macondo zasiedlili młodzi literaci i żegnaliśmy się z zachodzącym słońcem siedząc przed Macondo, pijąc kawę, paląc papierosy i czytając poezję. Wspaniały moment, który przez swój szczególny charakter dał mi posmak tego jakie przyszłe i mam nadzieję nadchodzące życie przewiduję dla naszego małego, magicznego Macondo. 
Tego samego dnia, zupełnie niespodziewanie przydarzyło mi się jeszcze jedno nadzwyczajne spotkanie. Otóż w godzinie największego upału z ulicy wybielonej słońcem weszła do Macondo młoda kobieta i zapytała: "Przepraszam, co oznacza nazwa waszego miejsca?", zaczęłam wyjaśniać, ale już w drugim zdaniu dziewczyna przerwała mi i zachwycona opowiedziała, że niedawno wróciła z podróży do Meksyku, gdzie osobiście poznała Gabriela Garcię Marquez'a i jego żonę! Próbowałam ją więc namówić żeby we wrześniu koniecznie zgodziła się na spotkanie w Macondo i opowiedziała o swojej przygodzie! Trzymajcie kciuki żeby się zgodziła!!
Kilka dni wcześniej, w ostatni dzień Brave Festivalu (niestety już się skończył, więc zaczynam odliczać do dni do klejnej edycji) natknęłam się kolejno na dwójkę całkiem różnych od siebie ludzi, których spotkałam pierwszy raz w życiu, a łączyła ich pasja do tego czym się zajmują. Najpierw poznałam młodego chłopaka, który jest fascynatem e-comercial i wszystkich możliwości związanych z rozwojem internetu i przez ponad dwie godziny opowiadał mi o swojej pasji, która jest jednocześnie jego pracą. Zaraz potem przez zupełny przypadek weszłam do małej galerii z grafikami na Kazimiera Wielkiego uwiedziona wspaniałymi miedziorytami przedstawiającymi rośliny i owady. W środku poznałam właścicielkę galerii, która opowiedziała mi o swoim zamiłowaniu do rycin, a w szczególności tych na temat historii Dolnego Śląska i zaczęła opowiadać mi historie wszystkich posiadanych przez siebie grafik. Fascynujące spotkania! Myślę, że tak właśnie powinien wyglądać cykl maniacy, o którym pisze mama! 
…rozpisałam się! Najważniejsze jednak, czym chciałabym się z wami podzielić, to wernisaż mojej przyjaciółki Zuzanny Dyrdy, świetnej artystki, która z każdym swoim projektem odświeża moje spojrzenie na rzeczywistość i za to uwielbiam jej sztukę! W związku z tym niecierpliwie czekam na jej wernisaż w najbliższy czwartek o 18.00 u nas w Macondo. 
Zuzanna Dyrda pokaże u nas energetyczny cykl prac "enjoy your confusion", Zuza jest absolwentkią wydziału Grafiki i Sztuki Mediów wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Prace, które będą prezentowane na wystawie są ingerencją typograficzną, wykonaną w technice sitodruku. Autorka tak opowiada o swoim projekcie:
"Odnalezienie sensu w zagubieniu jest esencjonalne. Ciągle czegoś poszukując na chwilę zatrzymuję się i cieszę się tym, że nie znam rozwiązania. Bawiąc się pojęciami patrzę na świat inaczej, nadal pozostając dzieckiem."

Zatem chciałabym Wam wszystkim koniecznie zaszczepić hasło, którym Zuza zaraziła mnie i dzięki, któremu częściej odnajduję piękno i wartość nawet najdziwniejszych chwil……… zatem:
!enjoy your confusion!
Lena


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz