styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

maj w Macondo!!

Syna Pilar Ternery odniesiono do domu dziadków w dwa tygodnie po urodzeniu. Urszula przyjęła go niechętnie, ustępując raz jeszcze przed uporem męża, który nie mógł znieść myśli, by potomek z jego rodu pozostał bez opieki, ale postawiła warunek, żeby ukryto przed dzieckiem jego prawdziwe pochodzenie. Chłopiec otrzymał imiona Jose Arcadio, ale dla uniknięcia pomyłek nazywano go Arcadio. W tym czasie tak wiele działo się we wsi i taki był zamęt w domu, że opieka nad dziećmi zeszła na drugi plan. Zajmowała się nimi Visitación, Indianka ze szczepu Guajiros, która przyszła do wsi ze swym bratem uciekając przed zarazą bezsenności, od wielu lat nękającą jej plemię. Oboje byli łagodni i usłużni, a Urszula przyjęła ich do siebie w zamian za pomoc przy pracach domowych. Dlatego też zarówno Arcadio, jak i Amaranta nauczyli się języka Guajiros wcześniej niż hiszpańskiego. Przyzwyczaili się również pić bulion z jaszczurek i zjadać jaja pająków, o czym nie wiedziała Urszula, bo była w tym czasie zbyt zajęta zapowiadającą dobry zysk produkcją zwierzątek z karmelu.
                                                                         Gabriel Garcia Marquez "Sto lat samotności"


Dziwny czas dla mnie nastał. Wracam niechcący i przypadkiem do miejsc z dzieciństwa, słyszę głosy wołające mnie z przeszłości. Jakaś nieproszona podróż sentymentalna. Czy to coś oznacza? Czy powinnam poszukać w tych sygnałach jakiś znaków do przemyślenia, czy może to wpływ pożegnań z Marquezem i wielkim polskim poetą Tadeuszem Różewiczem, którego miałam zaszczyt poznać przy okazji realizacji jego sztuk. Pierwsza była "Stara kobieta wysiaduje"  (mój dyplom reżyserski), potem  dwa razy "Kartoteka" i na koniec "Pułapka", która była takim przedstawieniem, że w finale łzy mieli zarówno aktorzy na scenie, jak i widzowie na widowni. Niezwykłe przeżycie - a ten czas spędzony z Franzem Kafką i Różewiczem jednocześnie był istotny i twórczy. I dzisiaj Jan Paweł II został świętym... Ilu ludzi zostaje naszymi bliskimi poprzez słowo, obraz, myśl. Zmieniają nas, budują naszą wrażliwość, kształtują osobowość. Nosimy ich potem w sobie jak cząstkę elementarną  naszej duszy. I w ten sposób nie mogą przestać istnieć nawet wtedy, gdy znika możliwość spotkania na kawie w Macondo. To chyba nazywa się przyjaźń, nawet jeżeli nasz przyjaciel nic o tym nie wie. Nie wie?
A propos kawy w Macondo to za chwilę zaczyna się szalony maj w tej naszej cafe galerii czy też galerii cafe. A to tylko zajawka, bo w czerwcu to dopiero będzie się działo. Lena tworzy siedem wspaniałych plakatów, z których powstaje jedno kalendarium na cały miesiąc. Jest chyba trochę wykończona, zwłaszcza ją zmordował chiński smok, który nie poddał się tak łatwo, żeby zaistnieć na kartce. Ale wiadomo przecież, że smoki są złośliwe, a co dopiero chińskie! Ale jak przyjdziecie na dzień w Chinach to będziecie mogli zrobić sobie latawiec. Bardzo mnie wzruszają latawce. Będziecie mogli też napisać list do Marqueza, wziąć udział w warsztatach florystycznych, być na Kostaryce razem z Diego i zaprzyjaźnić się z Sylwią Plath w Salonie Poezji. A jak przyjdziecie w jakiś inny majowy dzień to opowiemy sobie jakąś historię albo pomilczymy popijając kawę lub herbatę z kawałkiem ciasta lub tarty.  

Julia

Udało mi się i zrobiłam nasze  kalendarium:

Tak, mama ma rację trochę mnie to wykończyło... ale już zapominam o zmęczeniu, bo w czerwcu będzie gorąco, bo już 31 maja zaczną się u nas wydarzenia przedfestiwalowe w ramach Brave festiwalu! Tak! Jesteśmy oficjalnym partnerem Brave'u! Głowa mi pęcznieje od nowych pomysłów i rzeczy do wykonania i tylko chodzę i ze wszystkimi przeprowadzam burze mózgów... 
Z miłych rzeczy to Macondo zbiera nakrętki dla Wrocławskiej Fundacji Hospicjum dla Dzieci! http://www.hospicjum.wroc.pl/nakretki
Macondo, będzie też organizować wspólne malowanie obrazu przez wszystkie dzieci z hospicjum oraz ich rodziny z okazji dnia dziecka! Nie mogę się doczekać, bo pomagam fundacji już od ponad roku, a jeszcze nie miałam okazji poznać żadnego z podopiecznych... 
W tym wiosennym wariactwie moimi ostatnimi pocieszaczami są lekcje tanga, które okazały się fenomenalnym sposobem na zapominanie o WSZYSTKIM innym! Poza tym pożeram artykuły i książki o jedzeniu i w miarę możliwości eksperymentuję w kuchni. W prawdzie moje odkrycia dla większości z Was to oczywistości, ale ja ciągle lawirując pomiędzy klasyką a awangardą potrafię dowiedzieć się, że można po prostu upiec warzywa w piekarniku... 
Może więc tarta majowa będzie wegańska? A może coś jeszcze innego przyjdzie mi do głowy. 
Właśnie - tarta kwietniowa będzie do zjedzenia już tylko przez dwa dni! Kto jeszcze nie próbował warto się pospieszyć! 
Ostatni pocieszać, bardzo wzruszający to piękne pnącze, które nazywa się bugenwilla i które jest moim wspomnieniem z Tanzanii i stoi właśnie od dziś u nas w domu.  
 ...no dobrze zastopuję moją wylewność, bo dziś w ogóle wszystko mnie rozczula i wydaje się bardziej magiczne jakby realizm magiczny jednak był faktem w co pomimo drwiącego we mnie diabła racjonalności chcę wierzyć. 
Do zobaczenia przy ostatnich kawałkach kwietniowej tarty! 
Lena 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz