styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

poniedziałek, 15 lipca 2013

drabina, woda i papuga

W marcu powrócili Cyganie. Tym razem przywieźli teleskop i lupę wielkości bębna. Pokazywali to jako ostatnie odkrycie Żydów z Amsterdamu. Posadzili jedną z Cyganek na końcu wsi i zainstalowali teleskop u wejścia do swego namiotu. Za opłatą pięciu realów ludzie patrzący przez teleskop widzieli Cygankę tak blisko, że wydawała się niemal w zasięgu ręki. „Nauka wyeliminowała odległość – głosił Melquiades. Wkrótce człowiek nie wychodząc z domu będzie mógł zobaczyć, co się dzieje w każdym zakątku świata". Któregoś dnia, w samo południe. Cyganie urządzili zadziwiającą demonstrację olbrzymiej lupy: ułożyli stertę siana na środku ulicy i zapalili ją za pomocą zogniskowanych promieni słonecznych. Jose Arcadio Buendia, wciąż jeszcze niepocieszony po klęsce z magnesem, wpadł na pomysł wykorzystania nowego wynalazku jako broni wojennej. Melquiades znowu usiłował wybić mu to z głowy, w końcu jednak przyjął z powrotem dwie namagnetyzowane sztabki i trzy kolonialne monety w zamian za lupę.
Sto lat samotności Gabriel Garcia Marquez


Nie było mnie przez chwilę, to oczywiście żadne wytłumaczenie, ale jednak nie było mnie kilka dni. Byłam w Olsztynie, w Teatrze Jaracza jako członek komisji egzaminacyjnej kandydatów do Studium Teatralnego. Nie wiem, który to już raz, ale roczniki, jakie przyjmowałam już poszły w świat. To wspaniałe spotkanie z wielu powodów - po pierwsze tam w Olsztynie mam wielu przyjaciół i spotkania z nimi dodają mi energii, wzruszają i regenerują za co im ogromnie dziękuję, że są! - po drugie młodzi ludzie, którzy stają przed nami są przestraszeni, ale też bezczelnie zdesperowani i zaskakują przy każdym  spotkaniu na kolejnych etapach. Wypracowane zdanie trzeba zmienić, zachwycić się lub rozczarować. Dużo emocji, sporów, a potem patrzy się na wybraną grupę i towarzyszy temu za każdym razem wzruszenie. Dobrze, że można to potem przegadać na spotkaniu w fantastycznym domu na wzgórzu u fantastycznych gospodarzy Janusza i Beaty i wydaje się, że to wszystko ma sens i że wszystko będzie dobrze, kiedy nadchodzi świt. Aha, w Olsztynie spotkałam szczęśliwą dziewczynę. To powiedziała Milena siedząc razem ze swoją maleńką córeczką na olsztyńskim rynku: "A ja jestem szczęśliwa". Ot tak po prostu. A Macondo było ze mną, bo w tak zwanym międzyczasie biegałam do banku, próbując uruchomić wymaganą blokadę bankową, a i tak system nas pokonał i udało się to uruchomić dopiero po powrocie do Wrocławia, więc biegałam zupełnie niepotrzebnie.
Uwaga jest już woda! I mamy umowę z Tauronem - dwie i pół godziny tam spędzone skończyło się zaskakująco pozytywnie. I wybierałyśmy rzeczy z likwidującej się kawiarni i chyba trochę bez sensu. Ile kosztuje drabina? A używana? Nasz McGayver ( chyba tak się to pisze ) nie ma zaufania do tych zakupów i uważa, że to wszystko można zrobić, kupić taniej. Czy ma rację? I dzisiaj założył  kontakty, które kupiłam o świcie ( 9 rano) w Obi oczywiście nie takie, więc może jednak odwołać elektryka i poczekać na założenie liczników? McGayver do środy i tak nie ma czasu, więc? Ale najważniejsze - mamy logo - zaprojektowała Lena i jest piękne i jest późno a rano dzień zaczynamy od księgowych. A teraz żadnego dnia nie można przegapić, a czasami by się chciało...
Julia


!! Żadne tam McGayver, a Mac Gyver! Dobrze, że jest bo bez niego już dawno wszystko by się zawaliło (dosłownie!).
Jest logo:



Jest też już plakat na naszą wernisażową noc 26 lipca:

Co za niedziela! Od rana przy komputerze, ale przynajmniej zadania miłe więc nie czuję ciężaru przepracowanego dnia. Cały poprzedni tydzień spędziłam na Brave Festiwalu, gdzie opiekowałam się Hourią Aichi i jej zespołem - trochę się bałam, bo dużo w tym zadaniu ważnych szczegółów, które można pogubić, ale udało się i było wspaniale! A sama Houria tworzy wyjątkową muzykę więc posłuchajcie: 
http://www.youtube.com/watch?v=2IQztbL4Qt0
Śmiesznie ogląda się na youtubie ludzi z którymi przed chwilą piło się kawę i nie tylko...

Mam nadzieję, że już niedługo do Macondo zawita parę tak wyjątkowych gości. Póki co to z Paulotką (tak to ona pomaga nam zrobić wystrój Macondo) obmawiamy plan działania: światła, szafki, stoliki, malowidła ścienne, ekspres, zmywarkę, kolory ścian, koronkowe abażury, półki, schowki, podłogi, antresolę...
Jakieś sugestie?

Lena

4 komentarze:

  1. Ciagle jest sto rzeczy do zrobienia! jak to sie dzieje?

    OdpowiedzUsuń
  2. Lena! Dumna jestem i szczęśliwa, że udało się Wam coś tak wspaniałego i własnego :) Pamiętam, jak w letnie długie przerwy na dziedzińcu jedynki czytałyśmy "Sto lat.." na głos, a potem pomagałam Wam pakować te wszystkie piękne rzeczy do kartonów na podróż w trochę znaną i trochę nieznaną wrocławską przyszłość... Powodzenia. A jak przyjadę, to na pewno padnę z zachwytu a Ty może nawet mnie nie poznasz..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też pamiętam te głośne czytania i nasze szkolne podwórko, które często mi się śni. Raz nawet było więzieniem... a raz zamieniło się w łąkę na skraju lasu.
    Często w ogóle śni mi się Gdynia i już sama nie wiem, które historie są ze snów, a które działy się naprawdę.
    Przyjeżdżaj do nas kiedy będziesz tylko chciała!

    OdpowiedzUsuń