styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

środa, 17 lipca 2013

Marmoleum, fakturomat, szmalowate dziewczyny!

Urszula szlochała w bezsilnej rozpaczy. Te pieniądze pochodziły z kuferka ze złotymi monetami, które jej ojciec zbierał przez całe swoje pełne wyrzeczeń życie i które ona zakopała pod łóżkiem w oczekiwaniu jakiejś dobrej okazji, aby je zainwestować. Jose Arcadio Buendia nie próbował nawet jej pocieszać oddany bez reszty swoim eksperymentom taktycznym z poświęceniem prawdziwego człowieka nauki, a często nawet z narażeniem życia. Aby wykazać skuteczność lupy przeciwko wojsku nieprzyjaciela, wypróbował koncentrację promieni słonecznych na sobie, przy czym poparzył się tak, że bąble zmieniły się w ropiejące rany i długo nie chciały się goić. Wobec protestów żony, przerażonej tak niebezpiecznymi próbami, mało brakowało, by podpalił własny dom.  
Sto lat samotności Gabriel Garcia Marquez


Dwa szalone dni załatwiania ważnych spraw z listy. Dzień pierwszy zaczął się od wizyty u Księgowych Naszych, które znają odpowiedź na najtrudniejsze pytania i to jest bardzo przyjemne. Potem wizyta u pani Agnieszki, żeby ubezpieczyć Macondo, co jak wiadomo jest obowiązkowe. Skończyłyśmy na kawie już nie z panią, ale z Agnieszką, która jest fantastycznym człowiekiem. Wizyta była też sentymentalna, bo na Świeradowskiej, gdzie mieszkała mama i z widokiem na Działkową, gdzie z kolei my mieszkałyśmy gościnnie u Eli przez parę lat... Dziwnie jest wędrować po własnych śladach do zupełnie nowych miejsc. A to nowe to była wizyta u notariusza, którego szukałyśmy trochę po omacku, ale z tej loterii wybrałyśmy najlepiej, bo taniej i miło. Okazuje się, że można w tym kraju załatwić wiele z bardzo fajnymi ludźmi. Po drodze do Galerii Manufaktura (to ta galeria na Ostrowiu Tumskim, którą założyła moja siostra, a ja w niej teraz pracuję), bo miał przyjść pan aktualizujący kasy fiskalne, wpadłyśmy do punktu Canału + z naszym biednym popsutym dekoderem. I tu się okazało, że jesteśmy w pułapce i szach mat - musimy wejść w układ z nową spółką NC+, albo szukać kogo nowego albo awangardowo zrezygnować z telewizji w ogóle. I tu zupełnie przypadkiem dowiedziałyśmy się, że wyglądamy na szmalowate dziewczyny... dobrze, że chociaż wyglądamy... No to poszłyśmy na obiad do Machiny Organiki podglądając wszystko uważnie i zazdrośnie trochę. Chciałyśmy po obiedzie  dokończyć  sprawę z Canałem+ rezygnując z oferty platinum na rzecz gold, czyli trochę taniej, ale tam już była inwentaryzacja, więc nic z tego. No to pojechałyśmy do galerii i czekałyśmy na pana od kas. Lena szalała i przestawiała wszystkie przedmioty, żeby było ładniej, a ja chyba przez chwilę nic nie robiłam - tylko kawa i papierosy na ławeczce. Nadszedł wysłannik kas fiskalnych i jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam młodego człowieka śmiertelnie poważnego, bez uśmiechu, z kamienną twarzą.
Szok. Może to dlatego, że był taki młody i że to nie była sprawa bezpieczeństwa narodowego to zderzenie było trochę upiorne i groteskowe. Ale to nic, bo zaraz potem był koniec dniówki i ok . 19-tej był długo oczekiwany schoping (prezent od kochanej ciotki Marylki z okazji dyplomu Leny). A więc bluzeczka, , torba, spódnica, a na koniec sukienka. I powrót do domu prawie po ciemku. Dzień drugi zaczęłyśmy od Macondo i oczekiwania na elektryka, który miał założyć licznik. I stało się. Jest prąd! Potem już było łatwiej - bank, notariusz, dekoder (zastępczy), drabina, oglądanie marmoleum ( nowe słowo)  kupno kranu, syfonu, fakturomat (nowe słowo) i ... Nowi ludzie, nowe słowa, karuzela i dzień trzeci - zatrzymanie, bo Mac Gywer nie mógł dzisiaj zacząć, więc dziś są prace domowe i dlatego mogę sobie tyle pisać. Aha, jeszcze mamy pierwsze kontakty z sanepidem, pani przez telefon życzyła mi powodzenia. Miłe, albo żart. Cisza, powrót telewizora, spacer w upał po lody, wykończony pies i zapada wieczór i wychodzą z kątów lęki niezałatwionych spraw i niepewność decyzji. Ale może tym się zajmiemy rano?
Julia


Mama tak ładnie napisała, że ja może już tylko zajmę się fotoreportażem z naszych wypraw! 



 Oto wejście do Macondo, na którym jeszcze widnieje napis Monopolowy, ale to już ostatnie jego dni, a na szybie drzwi mamy bardzo romantyczny napis: Lila+Mateusz otoczone sercem...


A to w środku widok z pierwszego pomieszczenia na drugie. W korytarzu mamy niewielką łazienkę i jeszcze mniejszą wnękę gospodarczą...


A tu macham do Was z naszej antresoli, na której będzie specjalne miejsce na ważne rozmowy. Może Lila i Mateusz napiją się tu niedługo razem kawy....


No i marmoleum! Pan w sklepie rozłożył dla nas wszystkie swoje próbniki! Próbniki są najfajniejsze z tego wszystkiego, najchętniej zrobiłabym podłogę z takich próbników, ale nie wiem co na to mama i Paula, którą widać tu na zdjęciu.


No i jak? Może taka podłoga?


Oczywiście to co nam się najbardziej podobało to spód marmoleum....


Bez Paulotki pogubiłybyśmy się wśród tych wszystkich propozycji!


A po miłych, kolorowych sklepach podłogowo-wykładzinowych przyszedł czas na kran...


Na szczęście wśród kranów też można odnaleźć odrobinę szaleństwa!


...i możliwe krzesło do ogródka w Macondo.



A na koniec, choć była to jedna z pierwszych rzeczy na naszej liście zadań, moment ubezpieczania Macondo i Agnieszka, z którą naprawdę przemiło pije się kawę, a tematy do rozmów wysypują się z rękawów tak obficie, że aż żal się rozstawać!








A na koniec wspaniała wiadomość! Jesteśmy już na mapie artystycznego Nadorza i to ogląda się tu:


http://artystycznenadodrze.pl/Home




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz