styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

czwartek, 6 marca 2014

Urodziny Marqueza, złote buty, wernisaż Damiana i oczekiwanie na Spotkanie z podróżnikiem!


Jose Arcadio nie zważał na widowisko. Kiedy na scenie odbywał się tragiczny sąd nad 
człowiekiem-żmiją, przepchnął się do pierwszego rzędu widzów, gdzie stała Cyganka, i 
stanął tuż za nią. Przycisnął się do jej pleców. Dziewczyna próbowała się odsunąć, ale Jose 
Arcadio jeszcze mocniej przywarł do jej ciała. Wtedy poczuła. Znieruchomiała, drżąc ze zdumienia 
i lęku, nie dowierzając rzeczywistości, wreszcie odwróciła głowę i spojrzała na niego z 
niepewnym uśmiechem. W tym momencie dwóch Cyganów wsadziło człowieka-żmiję do 
klatki i zaniosło do wnętrza namiotu. Cygan dyrygujący widowiskiem zapowiedział:
- A teraz, panie i panowie, pokażemy wam straszliwy los kobiety, która co wieczór o tej 
samej porze przez sto pięćdziesiąt lat z rzędu będzie musiała przeżyć karę ścięcia głowy za 
to, że zobaczyła coś, czego nie powinna była widzieć.
Jose Arcadio i dziewczyna nie zostali przy ścięciu owej niewiasty. Poszli do namiotu 
Cyganki, gdzie zaczęli się całować z rozpaczliwym utęsknieniem, jednocześnie ściągając z 
siebie ubranie. Cyganka rzucała w kąt bluzki, obfitość krochmalonych koronkowych halek, 
bezużyteczny gorset na fiszbinach i sznury paciorków i właściwie została zredukowana do 
nicości. Była to wątła żabka o ledwie zarysowujących się piersiach i nogach tak chudych, że 
w obwodzie miały mniej niż ramiona Josego Arcadia, ale jej zdecydowanie i żar równoważyły 
niepozorność kształtów. Jose Arcadio nie mógł jednak odpowiedzieć jej, jak należało, 
znajdowali się bowiem w czymś na kształt namiotu ogólnego, gdzie Cyganie kręcili się ze 
swymi cyrkowymi akcesoriami, załatwiali swoje interesy, a nawet zasiadali czasem naokoło 
łóżka na partyjkę gry w kości. Lampa zawieszona na środkowym palu oświetlała całe 
wnętrze namiotu. W przerwie między pieszczotami Jose Arcadio wyciągnął się nago na 
łóżku, nie wiedząc, co dalej robić, podczas gdy dziewczyna próbowała go zachęcić do czynu. 
Po chwili weszła wspaniale zbudowana Cyganka w towarzystwie mężczyzny, który nie 
należał do trupy, ale nie mieszkał też we wsi, i oboje zaczęli się rozbierać koło łóżka. Kobieta 
mimochodem zerknęła na Josego Arcadia i z jakimś patetycznym ferworem przyjrzała się 
jego wspaniałemu drapieżnikowi w porze wypoczynku. - Chłopcze - zawołała - niechaj Bóg ci 
go strzeże!
                                                                                       Gabriel Garcia Marquez Sto lat samotności

Ach ten Marquez! Dziś jego urodziny więc może wybaczę mu ten przesycony erotyzmem fragment Stu lat samotności. No właśnie! Jesteśmy STRASZNE gapy! Takie święto! Nie dosyć, że urodziny Marqueza to jeszcze rocznica wydania Stu lat samotności i otrzymania przez Marqueza nagrody Nobla... No dobrze - uczymy się ciągle więc lekcja na dziś 6 marca - jako święto narodowe Macondo! Także dokładnie za rok odbędzie się macondowa fiesta! 
Tymczasem uczę się również przyspieszać z produkcją plakatów żeby może już od przyszłego miesiąca mieć całość przed początkiem kwietnia... no ale nie obiecuję. 
Teraz jestem w ogniu walki, bo w niedzielę już mamy montaż kolejnej wystawy "Znaki szczególne". 
W między czasie, żeby mój umysł odpoczywał od gonitwy myśli i zadań pogłębiam moją fascynację modą i nie mogę się oderwać - bardzo przyjemny narkotyk! W związku z tym zmieniłam fryzurę, chodzę w złotych butach i kupiłam sobie brokatowy lakier do paznokci - to są moje pocieszacze! 


Jak już nie mam na nic ochoty to ukradkiem zaglądam na (bardzo uzależniającą) stronę http://www.vogue.co.uk/fashion/spring-summer-2014/ready-to-wear i od razu wprowadzam się w stan alertu, jakby to powiedziała Diana Nyad. 
Więc mam nową dewizę: Każdy pocieszacz jest dobry, nawet najbardziej wariacki, jeśli spełnia swoją rolę ocucającego narkotyku pobudzającego do dalszej harówy... Prawda też jest taka, że im bardziej szurnięty pocieszacz tym lepiej pociesza... 
Tak więc taka jest moja nowa fryzura:
http://www.vogue.co.uk/fashion/autumn-winter-2013/ready-to-wear/a-detacher
Jednak najlepszym pocieszaczem - od tego dopiero można się uzależnić! - są przyjaciele! Wczoraj wieczorem na przykład, zupełnie niespodziewanie zjawiła się u nas Hania i siedzieliśmy do... późna rozmawiając o wszystkim, a nawet Hania zrobiła nam małe warsztaty fotograficzne! 

...Nie mogę się doczekać soboty! Ale o tym więcej napisze mama...

Lena

Wystawa Damiana odmieniła Macondo. Po niezwykłych fotografiach na szkle Hani (która właśnie do nas przyjechała, bo znalazła niezwykły aparat w Świdnicy i musi go mieć - szalona kobieta), kolorowy świat teatru wdarł się i zmienił rzeczywistość. Wernisaż był radosny, poza może samym Damianem, którego trochę zjadła trema przed publicznym występem, chociaż na sali byli sami życzliwi mu ludzie. Moja siostra, czyli prof. Elżbieta Wernio, zaprezentowała swojego asystenta, a cudowny profesor Jędrzejewski uzupełniał ten obraz "młodego zdolnego", a sam bohater był przerażony. 

















I tak nie znamy samych siebie i nie wiemy jak zareagujemy na nową sytuację, co nas pokona, a co doda nam skrzydeł. Więc nie bądźmy zbyt pewni tego, co byśmy zrobili, gdyby... Nie wiemy i powinniśmy samych siebie traktować dość nieufnie, jak kogoś kto ciągle jest niespodzianką i tajemnicą. Możemy zrobić wiele i nic nie zrobić, możemy mieć w sobie dobro, a nagle uczynić zło, możemy się zakochać bez powodu i nienawidzić za nic, bez sensu i bez kontroli. I skoro tak jest z nami nieznanymi, to co dopiero mówić o kimś drugim? A mówimy, lubimy mówić, osądzać, oceniać innych z pewnością sędziego. A może tak naprawdę mówimy ciągle o sobie?
Wiecie, że najwięcej życzeń na naszym drzewku pomyślności dotyczy podróży! W taką podróż zabierze nas w sobotę Marylka, tzn. pani dr Maria Zamelska z Poznania, geograf, wykładowca na paru uczelniach i przecudowny człowiek, którego świat i ludzie nieustające zadziwiają. Będzie mnóstwo pięknych zdjęć i mądre opowieści z afrykańskiej przygody. Już się cieszę na to spotkanie z Afryką i z Marylą! To będzie wspaniała sobota w Macondo!


Potrzebuję takiej terapeutycznej przygody po tej zimie bez zimy, przednówek wiosenny daje mi się trochę we znaki i niebezpiecznie zagraża mojej radości istnienia. Wiem, wiem, mam być dzielna, pełna nadziei, wiary i miłości. Będę. 
Julia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz