styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

czwartek, 23 stycznia 2014

Słonie i macondowe rekordy

Nazywała się Pilar Ternera i uczestniczyła w przeprawie przez góry zakończonej założeniem Macondo. Rodzina siłą zabrała z sobą dziewczynę, aby ją oddalić od mężczyzny, który zgwałcił ją, gdy miała czternaście lat, i kochał ją przez następnych lat osiem, ale nigdy nie zdecydował się tego ujawnić, bo należał do innej kobiety. Przyrzekł pójść za nią na kraj świata, ale później, gdy załatwi swoje sprawy, a ona miała już dość czekania na niego zawsze tak jak na któregoś z tych mężczyzn, wysokich i niskich, blondynów i brunetów, których przyrzekały jej karty na drogach ziemi i morza, za trzy dni, trzy miesiące lub trzy lata. W tym oczekiwaniu uda jej utraciły swoją krzepkość, a piersi jędrność, zapomniała o tkliwości, lecz zachowała nienaruszony szaleńczy żar swego serca. Oszołomiony tą cudowną zabawką, J osę Arcadio co noc szukał drogi do niej poprzez labirynt ciemnego pokoju. Pewnej nocy zastał drzwi zamknięte na zasuwę i zastukał kilka razy, wiedząc, że skoro ośmielił się zastukać po raz pierwszy, musi dobijać się aż do skutku, póki wreszcie po nie kończącym się oczekiwaniu nie otworzyła mu drzwi. W ciągu dnia słaniając się z niewyspania czerpał tajemną rozkosz ze wspomnień poprzedniej nocy. Ale kiedy ona wchodziła do ich domu, wesoła, obojętna, rozgadana, nie musiał się wysilać, aby ukryć swoje napięcie, bo ta kobieta, której głośny śmiech płoszył gołębie, nie miała nic wspólnego z niewidzialną potęgą, która uczyła go tłumić oddech i opanowywać uderzenia serca i pozwoliła zrozumieć, dlaczego ludzie boją się śmierci. Tak był pogrążony w swoich myślach, że nie uczestniczył nawet w ogólnej radości, gdy ojciec i brat przewrócili do góry nogami cały dom wieścią, że udało im się roztopić metalową skorupę i wydzielić z niej złoto Urszuli.
Sto lat samotności, Gabriel Garcia Marquez

Parę słów tylko, parę słów... Szare dni, zimno, cisza, trzeba się z tego wyrwać... Jak? Przez innych i przez sen i marzenia. Trzeba odnaleźć zgubione skrzydła i zatańczyć. Może wtedy poczuję zapach róż i żółte motyle na horyzoncie. Nie mogę pisać o Macondo, bo tutaj też zapadło w sen zimowy tysiące aniołów i kotów, ptaków i słoni i chodzimy cicho na palcach, żeby ich nie zbudzić... A może to źle, może trzeba  głośno zaśpiewać i wtedy będzie bal. Lena zapisała się na tango i jest od tego szczęśliwa. Nie spać, nie spać nawet wtedy, gdy śnieg wyciszył place i ulice, nie spać, nie spać nawet wtedy, gdy zima wciska nas pod piec i tam zasypiamy bez snów. Że nie wolno tak, że trzeba jakoś tak radośnie, nie sprzedawać nikomu swojej zimowej melancholii? Ale w melancholii też będzie nam razem do twarzy, w zapatrzeniach, westchnieniach, w ciszy. Coś mi się wydaje, że trzeba jednak zacząć pisać nasze własne "Sto lat samotności", żeby nie zwariować... 
Julia

Macondo bije rekordy! Pomimo ciężkiego miesiąca, którym jest styczeń (według statystyk właśnie zostawiliśmy w przeszłości najtrudniejszy dla ciała i ducha dzień w roku!) kawiarnia kwitnie i coraz więcej osób rozpoznaje nasze miejsce, a nawet dochodzą nas słuchy, że się o nas plotkuje.

 Na zdjęciu nowe obrazy w naszym sklepie namalowane przez Janinkę, która będzie mieć u nas wystawę, w którymś z letnich miesięcy...
 Ciasta znikają w zawrotnym tempie!!!
 Na półkach zagościły pokrowce na laptopy i tablety... Sama jeden porwałam dla siebie!
 Kawy pilnuje dzielny ptak kiwi wykonany przez Darka Mrożka!

Luty też szykuje się nadzwyczajnie, dopinam właśnie ostatnie szczegóły i już za chwilę przedstawię Wam dokładny plan wydarzeń.
Wracając jednak do kawiarni - w sobotę odbyły się u nas pierwsze urodziny! Z tej okazji dla solenizantki koleżanki zarezerwowały naszą antresolę i ustawiły świeczki wzdłuż całej długości schodów. Myślę, że to były wyjątkowe urodziny tym bardziej, że dziewczyny siedziały u nas trzy godziny!



Mamy też nowy napis nad wejściem do kawiarni:


Z poważnych zadań staram się właśnie dopiąć status naszej fundacji i właśnie jesteśmy przed spotkaniem z prawniczką, która wszystko nam wyjaśni - błędne i udane punkty...

A z przyjemności to 2 lutego o 15.00 odbędzie się u nas spotkanie z podróżnikami "Iran - po drugiej stronie muru". Opowiadać będą Przemek Maruniak i Piotr Lechowski.  

Teraz szykujemy się na warsztaty - może sama nauczę się robić taki szalik? Tylko nie zdecydowałam jeszcze jakie wybrać kolory...
 Lena


środa, 15 stycznia 2014

GRUSZECZNIK, "Karnawałowy szal Flamenco" i relacja z wernisażu


Długą chwilę stał nieruchomo i ze zdumieniem zadawał sobie pytanie, jak się to stało, że trafił do tej otchłani bezradności, gdy wtem jakaś ręka wyciągnięta w mroku z pięcioma rozpostartymi palcami dotknęła jego twarzy. Nie zdziwił się, bo bezwiednie tego oczekiwał. Zaufał więc tej ręce i w stanie straszliwego wyczerpania dał się zaprowadzić do jakiegoś nieokreślonego miejsca, gdzie zdjęto z niego ubranie i zaczęto go obracać na wszystkie strony jak worek ziemniaków, w nieprzeniknionej ciemności, gdzie miał za wiele ramion, gdzie nie pachniało już kobietą, tylko amoniakiem, i gdzie usiłował sobie przypomnieć jej twarz, ale widział przez cały czas twarz Urszuli, na pół świadomy, że robi coś, czego pragnął od dawna, lecz nie wyobrażał sobie, że można to zrobić naprawdę, nie wiedząc, jak to robi, bo nie wiedział, gdzie są nogi, a gdzie głowa, ani czyje to nogi i czyja głowa, czując, że nie potrafi dłużej wytrzymać lodowatego kłucia w nerkach, burczenia w kiszkach, lęku i ślepego pragnienia ucieczki, a zarazem pozostania na zawsze w tej rozpaczliwej ciszy, w tej przerażającej samotności.
Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności


Czar  i urok tego zdarzenia jakim był wernisaż przywróciło sens istnienia Macondo i powiało nie tylko szaleństwem kolorów malarstwa tkanego Fabien'a, ale również teatrem i poezją dzięki trzem dziewczynom i Rimbaud. Kiedy robiłyśmy krótką próbę przed rozpoczęciem, Klara, Basia i Agnieszka, adeptki sztuki aktorskiej, bardzo pięknie poddawały się moim uwagom, poczułam, 
że w tym miejscu może wydarzyć się bardzo wiele. Potem przestrzeń Macondo zapełniła się bardzo międzynarodowo, przyszli przyjaciele i stali klienci, którzy stali się przyjaciółmi i było pięknie. 








I okazuje się, że Marquez ma rację, można zaczarować rzeczywistość, choćby na chwilę. W następnej już nie jest tak magicznie, bo trwa styczeń ze swoją niby zimą i trochę wieje pustką, ludzi mniej, ruch też osłabł, ale tak musi pewnie być. Trzeba to przetrwać i skupić się na  sposobach zaczarowywania, żeby życie nas nie osłabiło swoim trudem istnienia.
Julia



Siedzę właśnie w Macondo i piszę na kartce w kratkę - która jak kasety VHS staje się lirycznym archaizmem. Coś jednak zawsze kwitnie we mnie intensywniej, gdy zamiast klawiatury łapię się za długopis. Może jest to powodowane większym dystansem dzielącym mnie od facebook'a i mojej skrzynki mailowej...
I już czuję, że te trzy pierwsze zdania wprowadziły mnie w stan lekkiej hipnozy - bardzo przyjemnej i uskrzydlającej.

Macondo dzielnie wytrzymało tłum wernisażowych gości, którzy przyszli w piątek obejrzeć prace Fabien'a. Całemu wydarzeniu nadawały rytm trzy głosy czytające poezje Rimbaud (Basia Gałczyńska, Klara Broda i Agnieszka Niedziałek). Po oficjalnym otwarciu wszystko nabrało takiego tempa, że zagubiłam się gdzieś między robieniem kawy, nalewaniem wina, rozmowami, a witaniem i żegnaniem gości.
Najbardziej cieszy mnie, że prace Fabien'a tak dobrze czują się w Macondo i że są tak wyjątkowe, ciągle na nowo wciągają mnie w swój przepastny świat i nie można się do nich przyzwyczaić.

Ponieważ nigdy nie jest nam za mało to już 25 stycznia o 15.00 zapraszamy na warsztaty Karnawałowy szal flamenco, które będzie prowadzić nasza Michalina Adamska z Ruchomej Pracowni. (http://ruchomapracownia.pl) Koszt warsztatów wynosi 40 złotych, a zapisywać można się w Macondo lub pod adresem mailowym parasolki@gmail.com Można będzie wybrać kolor włóczki, z której będzie się robiło szal i Michalina zapewnia, że nie będzie trudno, ale ciekawie i a dobry efekt jest murowany!


...Ami przyniosła dziś do Macondo niezwykłą płytę i słuchamy jej przez cały dzień - nie mamy dość, a wręcz przeciwnie - apetyt ciągle rośnie. Płyta nazywa się Tonbruket Dig it to the end 

i tu odrobina jej brzmienia:


W takiej atmosferze trudno nie zatęsknić za literaturą objaśniającą stany przeżywane podczas słuchania tak niezwykle skomponowanych utworów. Sięgam więc po Mia Couto i znajduję takie słowa:
"Żyjemy z dala od nas samych, w odległym udawaniu. Zanikamy się. Dlaczego wolimy siebie w tej wewnętrznej ciemności? Być może dlatego, że ciemność łączy rzeczy, zszywa rozproszone włókna. W ramionach nocy niemożliwości zyskują pozory rzeczywistości. W tej iluzji wypoczywają urojenia.
Piszę to wszystko jeszcze przed rozpoczęciem. Zapis wodą sporządzony przez kogoś, kto nie chce wspomnienia, ostateczne przeznaczenie atramentu. A wszystko z powodu Maneki Mazembe, ślepego rybaka. Zdarzyło się, że opróżnił on sobie oba oczodoły, dwie studnie wypite przez slońce. Sposób, a jaki stracił wzrok, to historia do uwierzenia. Jedna z tych, które im częściej powtarzane, tym mniej się je rozumie. Koniec końców, wiele głosów wytwarza tylko ciszę."
Na koniec coś bardzo ważnego i przepysznego, czyli macondowy GRUSZECZNIK!
Od dziś do... następnych gruszek...
Pomimo, że gruszki to jesienne owoce to swoją słodyczą koją tęsknotę za latem bogatym w truskawki, maliny, jagody, jeżyny, brzoskwinie, morele...
Zawsze w takich sentymentalnych, roztęsknionych momentach przypomina mi się Addio Pomidory
z Kabaretu Starszych Panów, piosenka, którą nucę każdej jesieni, aż do pierwszych pomruków lata...
...więc Addio!



Lena

wtorek, 7 stycznia 2014

Dowód na nieistnienie czasu, wernisaż i herbata z konfiturą z opuncji!

W kilka dni później, ni stąd, ni zowąd, kobieta zaprosiła go do swego domu, w dniu, kiedy była sama z matką, i zaprowadziła go do sypialni pod pretekstem pokazania mu sztuczki karcianej. Wtedy dotknęła go z taką swobodą, że po pierwszym wstrząsie doznał rozczarowania i odczuł więcej lęku niż rozkoszy. Zaproponowała, żeby przyszedł do niej tej nocy. Zgodził się, aby jakoś z tego wybrnąć, wiedział jednak, że nie potrafi się na to zdobyć. Ale w nocy, gdy leżał na swoim rozpalonym łóżku, zrozumiał, że musi iść do niej, choćby nie mógł. Ubrał się po omacku, słysząc w ciemności spokojny oddech swego brata, suchy kaszel ojca w sąsiednim pokoju, astmatyczne dyszenie kur na podwórzu, brzęczenie moskitów, łomotanie własnego serca, cały dotąd nie dostrzegany gwar świata, i wyszedł na uśpioną ulicę. Pragnął z całego serca, żeby drzwi były zaryglowane, a nie, jak mu przyrzekła, tylko przymknięte. Były jednak otwarte. Pchnął je czubkami palców; zawiasy wydały posępny i wyraźny jęk, który odbił się w jego trzewiach lodowatym echem. Gdy wszedł ukradkiem, na palcach, nie robiąc najlżejszego szmeru, poczuł od pierwszej chwili jej zapach. Znajdował się jeszcze w małym pokoju, gdzie trzej bracia tej kobiety rozwieszali swoje hamaki w miejscach, których nie mógł po ciemku określić, chociaż musiał przejść tędy po omacku, pchnąć drzwi do sypialni i trafić do właściwego łóżka. Udało mu się. Potknął się o sznury hamaków wiszących niżej, niż przypuszczał, a mężczyzna, który dotąd chrapał, poruszył się przez sen i powiedział tonem jakby rozczarowania: „To było w środę". Kiedy pchnął drzwi do sypialni, nie zdołał przeszkodzić, by zaskrzypiały. Nagle, wśród absolutnej ciemności pojął z uczuciem bezsilnego smutku, że jest zupełnie zdezorientowany. W ciasnym pokoju spała matka, druga jej córka z mężem i dwojgiem dzieci oraz ta kobieta, która może wcale na niego nie czekała. Mógłby kierować się zapachem, gdyby zapach ten nie unosił się w całym domu, tak złudny, a zarazem tak wyraźny, jak gdyby zawsze tkwił w jego skórze.
Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności

Razem z nadejściem Trzech Króli kończy się świętowanie. Szampany już wypite, teraz trzeba schować choinki, bombki, zdjąć kolorowe światełka. To był dobry czas odpoczynku, wyciszenia, złapania oddechu. Może nawet tęsknoty za odrobiną lenistwa i tych zakazanych rozrywek, jak oglądanie romantycznych komedii, stawianie pasjansa, czytania gazet. No a teraz w oczekiwaniu na wiosnę (zima nie jest moją ulubioną porą roku, bo jest zimno, chociaż tegoroczna zima mnie zachwyca, bo ciągle jest ciepło i niech tak już zostanie) będzie się dużo działo w Macondo. Przechodzimy do etapu drugiego czyli próby tworzenia w Macondo miejsca różnych wydarzeń. Zapełniamy kalendarz wernisażami, spotkaniami z podróżnikami, otwieramy nowe cykle warsztatów, spotkań w salonie poezji, no i koniecznie Mały Bal Karnawałowy na cześć nieistniejącego dnia 28 lutego! Chcemy, żeby się działo coś co tydzień, mam nadzieję, że to się uda. Trzeba tylko odważnie uruchomić wyobraźnię i zaufać sobie i innym w potrzebę takich spotkań. Chodzi mi też szalony pomysł po głowie, który zainspirował Amadeusz swoim niezwykłym tekstem, a może byśmy tak napisali swoje własne Sto lat samotności! Mamy w głowie na razie szkic tego pomysłu, ale może być wspaniale. Jak Wam się podoba? Niczego sobie nie przyrzekałam na Nowy Rok, ale tak po prostu czuję w sobie taką łagodną radość istnienia i to mi wystarcza, żeby żyć w 2014 roku może nawet jeszcze piękniej i zachwycać się wschodem słońca bez żadnego powodu i przyczyny. Z najnowszych doniesień : naukowcy mają podejrzenia, że nieskończoność i czas prawdopodobnie nie istnieją, są tylko wymysłem człowieka, który próbuje zapanować nad tym czego nie rozumie i się obawia. Fantastyczne! Uwolnieni od czasu i nieskończoności możemy tworzyć nowe pojęcia, nowe nazwy i nas samych. Mnie to zachwyca, bo wszystko jest możliwe, bo może być Nowe i nieznane, nie tylko Rok
Julia

 Zaczął się Nowy Rok, a ja przez tę pogodę czuję się ciągle jakbym chodziła po ulicach Barcelony, gdzie raz w życiu udało mi się spędzić Święta. 
Cały ten wolny czas poświęciłam na ciężką pracę, ale pozwoliłam sobie też na parę przyjemności - długie i jeszcze dłuższe spacery, wycieczkę rowerową, oglądanie z mamą filmów i czytanie. No właśnie! Nie udało mi się skończyć siódmej książki, ale za to pożyczyłam od naszej stałej bywalczyni Ciemno, prawie noc Joanny Bator i czytam nie mogąc się oderwać raz złoszcząc się na autorkę raz się nią zachwycając. Powstrzymam się więc na razie od wydawania opinii... 
A Macondo zmieniło wystrój, bo już w ten piątek o 18.00 zapraszamy serdecznie na wernisaż prac Fabien Lede The Waiting Raw:



Więcej praca Fabien'a możecie obejrzeć na jego stronie: www.fabienlede.com
Całą niedzielę spędziłam z Fabien'em na montażu, było bardzo wesoło, ale pracowaliśmy bez wytchnienia. Efekt jest niesamowity!! A tak nam się pracowało:



 
Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem tego jak udało nam się zaaranżować wystawę. 
Na wernisażu oprócz oglądania samych prac będzie też można posłuchać czytanych przez młodych aktorów wierszy Rimbaud. Myślę, że atmosfera będzie niezwykła!
Z nowości mamy też coś specjalnego dla wielbicieli herbaty! Moja ciocia Marylka - podróżniczka - przywiozła nam konfiturę z Wysp Kanaryjskich zrobioną z OPUNCJI! Można się więc teraz napić w Macondo zielonej herbaty z prawdziwą opuncją!! UWAGA!! Trzeba się spieszyć, bo amatorów tego rarytasu nie brakuje! 


No i nasza antresola okazała się być idealnym narzędziem gubienia czasu! Każdy kto tam usiądzie choćby myślał, że chce zostać tylko na chwilę zostaje wciągnięty przez nieczas, zatapia się w kanapę i zapomina o zegarku! Może więc dowód na nieistnienie czasu znajduje się w Macondo?
Z przyjemnych akcentów świątecznych - tak już żeby zakończyć temat - to na naszej ulicy co roku pojawiają się ruszające głowami renifery!


No dobrze... do zobaczenia w piątek o 18.00!! 
Lena