styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

piątek, 21 marca 2014

Kawa lawendowa, czyli liryczna kawa "Agnieszka Osiecka" na wiosnę

Urszula spytała, w którą stronę powędrowali Cyganie. Rozpytywała dalej po drodze, którą jej wskazano, i w nadziei, że jeszcze zdąży ich dogonić, oddalała się coraz bardziej od wsi, a kiedy uprzytomniła sobie, jak daleko odeszła, pomyślała, że już nie warto wracać. Jose Arcadio Buendia zauważył nieobecność żony dopiero o ósmej wieczorem, kiedy pozostawiwszy substancję podgrzewaną na warstwie nawozu poszedł zobaczyć, co się dzieje z małą Amarantą, która ochrypła już od płaczu. W kilka godzin zebrał gromadę dobrze uzbrojonych mężczyzn, oddał Amarantę pod opiekę mamki i zapuścił się na niewidoczne ścieżki w pogoni za Urszulą. Aureliano poszedł z nimi. O świcie kilku rybaków, tubylców mówiących nieznanym językiem, pokazało im na migi, że nie widzieli, by ktokolwiek tędy przechodził. Po trzech dniach bezowocnego poszukiwania powrócili do wsi. Przez parę tygodni Jose Arcadio Buendia chodził skonsternowany i pogrążony w nowych obowiązkach. Zajmował się małą Amarantą jak matka. Kąpał ją i zmieniał pieluszki, zanosił do mamki cztery razy na dzień, a nawet śpiewał jej wieczorami piosenki, jakich Urszula nigdy nie umiała śpiewać. Po pewnym czasie Pilar Ternera zaofiarowała się zająć domem aż do powrotu Urszuli. Aureliano, którego tajemnicza intuicja wyostrzyła się w nieszczęściu, doznał przebłysku jasnowidzenia, kiedy ją zobaczył wchodzącą. Zrozumiał, że w jakiś niewytłumaczalny sposób to ona ponosi winę za ucieczkę brata, a tym samym i za zniknięcie matki, zaczął więc ją prześladować z tak nieprzejednaną milczącą wrogością, że kobieta przestała do nich przychodzić.
                                                                          Gabriel Garcia Marquez  "Sto lat samotności"

Myślałam sporo ostatnio o tym, że Macondo jest jeszcze takim młodym miejscem. Ci którzy myślą o własnym biznesie są pewnie ciekawi co się dzieje po 5 miesiącach działalności. Otóż po gonitwie bez czasu na oddech, przychodzi chwila refleksji i wraca się jeszcze raz do początkowych założeń, żeby zbadać co się już udało, a z czym należy się jeszcze zmierzyć. Po 5 miesiącach okazuje się, że mamy już stałych klientów. Po 5 miesiącach też zaczyna się łapać pewien rytm i już wiadomo, że w pierwszym tygodniu miesiąca odbywają się spotkania z podróżnikami i że w soboty trzeba mieć otwarte do 20.00....
No właśnie! Od tej soboty, pierwszej wiosennej soboty Macondo będzie otwarte od 12.00 do 20.00!
Po 5 miesiącach można też w końcu zacząć podawać kawę z lawendą! Jestem bardzo podekscytowana, ponieważ ten niecodzienny smak dla kawy wymyśliłam już na samym początku i wiedziałam, że będzie to kawa, którą zaczniemy serwować na pierwszy dzień wiosny!
21 marca to w ogóle chyba będzie dzień w Macondo specjalnie dla mnie, bo oprócz upragnionej lawendy przez cały dzień będziemy słuchać śpiewu ptaków. I już wiemy, że nasza nowa kawa będzie mieć imię Agnieszki Osieckiej!



Z takich przyjemności to już za nami wernisaż "Znaków Szczególnych", który był bardzo miłym, dynamicznym i zabawnym wydarzeniem.













Zostaliśmy też zauważeni przez portal www.dokis.pl, który nakręcił materiał filmowy o naszej wystawie i Macondo. (www.dokis.pl)


W ramach wernisażu zaplanowałyśmy dwie niespodzianki.
Pierwszą była zabawa w oznaczanie się - tworzenie własnych znaków szczególnych - każdy mógł nanieś na siebie dowolną ilość pieczątek, które udostępniłyśmy tego dnia.














Drugą niespodzianką był koncert istniejącej od tygodnia muzycznej grupy eksperymentalno-elektronicznej, która przygotowała dla nas cztery piosenki, w tym jedną, która posłużyła się napisanym przeze mnie tekstem kuratorskim...












Tego wieczoru dzięki optymistycznej atmosferze Macondo tętniło dobrą energią.
...O tym co wkrótce opowie mama, a ja tymczasem zacznę szykować nasz lawendowy specjał do sesji fotograficznej!
Do zobaczenia na kawie!
Lena

Po pięciu miesiącach mam nadal lęki i euforie i poczucie, że tyle jeszcze przed nami i najgorsze jest to, że wiem co trzeba zrobić, a z braku czasu i funduszy idzie nam to powoli. I przyszła taka niedziela, że cały mój organizm powiedział stop! I tylko spałam, czytałam, oglądałam telewizję i znowu spałam. To był dobry dzień i mam wrażenie, że teraz przybyło mi od tej niedzieli sennej o wiele więcej energii. Nie jest łatwo, ale też jest pięknie od spotkań z ludźmi, którzy do nas przychodzą, od niespodziewanych sukcesów frekwencyjnych na naszych zdarzeniach albo w kawiarni od marzeń. Cały zeszły tydzień był wernisażowy. Zaczęło się w czwartek od niezwykłego  wernisażu "Między niebem a ziemią" Ewy i Maćka Berbeków. Przyjechała Ewa z jednym ze swoich czterech synów Staszkiem, Maćka nie było, bo został w górach i może kiedyś... Bardzo to było wzruszające i piękne spotkanie które aż nie chciało się zakończyć. Byliśmy przyjaciółmi, kiedy mieszkałam w Zakopanem i pracowałam w Teatrze Witkacego. To taka przyjaźń która zostaje na zawsze, nawet wtedy, gdy czas i przestrzeń nas od siebie oddala. To długa historia, a Maćka nie ma, a mi się chce płakać jak o tym piszę. Musicie koniecznie zobaczyć tę wystawę w Domku Romańskim we Wrocławiu albo w internecie (www.dokis.pl). 
A w piątek w księgarni hiszpańskiej na Szajnochy 5 był wernisaż "What's your story?" studentów podyplomowego interdyscyplinarnej grafiki warsztatowej w języku angielskim a więc młodzi artyści z całego świata. Głównym sprawcą tej wystawy jest Anna Juchnowicz czyli Andzia, a głównie skupiali się na pomysłach na książkę ale nie tylko. Piękna księgarnia i piękne prace, jak już sobie poszłam do domu zmęczona bardzo to przyszli Hiszpanie i grali i śpiewali. A w sobotę był wernisaż u nas, w Macondo. Taki to był tydzień. A potem było zimno i wiał wiatr a dzisiaj świeci słońce i jest Międzynarodowy Dzień Szczęścia, a jutro pierwszy  Dzień Wiosny - wiosny, która przychodzi po zimie, której nie było... a wiosna będzie? 
Julia 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz