Jose Arcadio Buendia nie potrafił rozszyfrować snu o domach z lustrzanymi ścianami aż do dnia, gdy zobaczył lód. Wtedy wydało mu się, że rozumie jego głęboki sens. Pomyślał, że w niedalekiej przyszłości będzie można produkować bloki lodu na wielką skalę, z tak prostego surowca jak woda, i budować z nich nowe domy. Macondo przestałoby wówczas być rozżarzonym piecem, gdzie zawiasy i kołatki u drzwi miękną i wypaczają się od upału, i zmieniłoby się w miasto wiecznej zimy. Jeśli nie wytrwał w swych próbach stworzenia fabryki lodu, to dlatego, że w tym czasie oddawał się z prawdziwym entuzjazmem wychowaniu synów, zwłaszcza Aureliana, który od pierwszej chwili zdradzał wyjątkowe talenty alchemika. Laboratorium zostało otarte z kurzu. Przejrzawszy notatki Melquiadesa, teraz już spokojem, bez podniecenia, jakie wzbudza nowość, długo i cierpliwie próbowali oddzielić złoto Urszuli od przywartej do dna garnka skorupy. Młody Jose Arcadio prawie nie uczestniczył w tych zabiegach. Podczas gdy jego ojciec ciałem i duszą tkwił przy swym tyglu, dziarski potomek pierworodna który zawsze był za duży na swój wiek, wyrósł na imponującego młodzieńca. Przeszedł mutację. Pod nosem sypnął mu się pierwszy meszek. Któregoś wieczoru Urszula weszła do pokoju w chwili, gdy jej syn rozbierał się do snu, i doznała niejasnego uczucia wstydu, a zarazem podziwu ten pierwszy mężczyzna, którego widziała nago, nie licząc męża, tak był znakomicie wyposażony przez naturę, że aż wydało jej się to nienormalne. Oczekując trzeciego dziecka Urszula zaczęła przeżywać na nowo swoje obawy z pierwszych miesięcy po ślubie.
Sto lat samotności Gabriel Garcia Marquez
Tak dużo się dzieje!
Ostatnio pisałyśmy, że Macondo wciąga, a teraz myślę, że możemy już z czystym sumieniem przyznać, że nas wciągnęło. Oczywiście wszystko ma swoje konsekwencje, więc wciągnięte przez Macondo pozostawiamy resztę świata w chaosie.
W zeszłym tygodniu pakowałam prezent dla bardzo miłej klientki i przeprosiłam ją za chaos panujący na stole (dostawa nowych aniołów), a ona z kojącym spokojem odpowiedziała: Wszystko będzie dobrze, chaos jest początkiem wszechrzeczy. To krótkie zdanie rozjaśniło moją codzienność.
A ta przez cały miniony tydzień skoncentrowała się na przygotowaniach do Nocy Galerii. Moim głównym zadaniem okazało się skonstruowanie Drzewka Pomyślności, które miało zostać udekorowane noworocznymi życzeniami. Kolejny raz udało mi się zwyciężyć bitwę z moją leniwą głową i stworzyłam całkiem udaną konstrukcję. Jedynym jej mankamentem okazała się niewystarczająca wielkość z powodu ogromnej ilości zawieszonych na Drzewku życzeń i marzeń.
Jestem pewna, że pomyślnie się spełnią...
Noc Galerii była najbardziej szalonym dniem w Macondo! Odwiedziło nas mnóstwo wspaniałych i ciekawych osób, które zapoznawały się z nami, porównywały obecny stan z tym z poprzedniej Nocy, kiedy byłyśmy jeszcze przed remontem, niektórzy kupowali prezenty, inni pili kawę:
...a co najmilsze, wszyscy rozmawiali z nami, naprawdę na każdy temat.
Pomyślałam sobie potem, że pewnie często jesteśmy z mamą kimś w rodzaju barmana-terapeuty, a co lepsze, że czujemy się wtedy w swoim żywiole!
Największym powodzeniem cieszył się nasz kącik dla dwojga. Moje dwie znajome utknęły w nim zaaferowane rozmową i po pół godzinie zeszły do mnie zamówić herbatę, bo zrozumiały, że tak szybko stamtąd nie wyjdą.
Zastanawiam się czasem, czy nie męczy Was nasz nieustający, entuzjastyczny ton, ale takie właśnie emocje towarzyszą nam przy pracy w Macondo. Czasem mamy już ochotę na nic-nierobienie tak, jak ten słoń:
ale zaraz z oleniwienia wyrywa nas kolejne zadanie!
...Na koniec w tajemnicy szeptem, żeby nie zdradzić za wiele, wspomnę, że w Macondo mieliśmy już pierwszą randkę, ucieszyło nas to, tym bardziej, że jedna z dziewczyn w czasie Nocy Galerii zachwycona naszym miejscem dla dwojga powiedziała: Gdyby jakiś chłopak przyprowadził mnie tu na pierwszą randkę to ślub murowany! ...myślę, że nie muszę już nic dodawać...
Lena
To była noc! Noc na Nadodrzu znowu nas zaskoczyła ilością fantastycznych ludzi, którzy nas odwiedzili. Było wspaniale. W całym Macondo trwały spotkania, rozmowy, wybieranie prezentów świątecznych, byli ludzie z różnych stron świata, ale najważniejsze było Drzewko Pomyślności. To było drzewko z naszej Grabowej owinięte przez Lenę kolorową włóczką. Troszeczkę jej pomagałam, ale oczywiście robiłam to beznadziejnie... na szczęście pomimo mojej pomocy wszystko się udało:
Na zdjęciu dziewczyna poprawia po swoim chłopaku zawieszone przez niego życzenie, które zaplątało się w cudze marzenia!
A tak wyglądała kawiarnia, gdy opanowywał ją tłum piszący marzenia!
Najbardziej jestem zachwycona tym, że nasza nagroda za zebrane na mapce szlaku różnych galerii 21 pieczątek, czyli "Sto lat samotności" okazała się tak pożądaną. Zdobyłam w Olsztynie dwa egzemplarze i od razu się rozeszły. Zostały nam tylko opowiadania Marqueza, po które trwały niemal wyścigi. Wygrał Karol z brokatem na głowie (jak go przezwałyśmy, bo robiąc prezenty w innym miejscu, cały się obsypał i świecił radośnie) i był zachwycony tym i w ogóle wszystkim. Noc Galerii to świetny pomysł i to, że Macondo jest właśnie na Nadodrzu okazało się świetnym wyborem. No a teraz czas na nasze projekty i to dopiero jest wyzwanie!
Julia
Julio i Leno - drzewko pomyślności - wspaniałe !
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam przecudownych Świąt Bożego Narodzenia i oczywiście nieustającego entuzjazmu.
:) Dziękujemy - nie będziemy ustawać i postaramy się zarażać entuzjazmem!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLedwo Arcadio zamknął drzwi sypialni, wystrzał z pistoletu wstrząsnął domem. Strużka krwi wypłynęła spod drzwi, przez cały salon, aż na ulicę, biegnąc prosto po nierównych chodnikach, w dół i pod górę, przepłynęła wzdłuż ulicę Turków, skręciła w prawo, a potem w lewo, załamała się pod kątem prostym przed domem Buendiów wdarła się przez zamknięte drzwi do salonu, biegnąc tuż przy ścianie, by nie brudzić dywanu, potem przez następny pokój, okrążyła z daleka stół w jadalni, przecięła ganek z begoniami przepływając niepostrzeżenie pod krzesłem Amaranty, która w tej chwili miała lekcję arytmetyki z Aurelianem Josem, przebiegła przez spiżarnię i pojawiła się w kuchni, gdzie Urszula zamierzała wbić trzydzieści sześć jajek do ciasta.
OdpowiedzUsuńZa każdym razem, gdy wychodzę z mieszkania w lewo, czuję się jak ta strużka płynąca wzdłuż obdrapanych kamienic, zlewająca się z krawężnika na grzbiet zebry, meandrująca między stopami, mijająca aptekę i fryzjera, zwalniająca na chwilę przy Macondo, jednak tylko na chwilę, bo coś pompuje tę strużkę, nadaje jej pęd dnia codziennego i z Macondo zostaje tylko wspomnienie jednej z dziewcząt machającej ręką zza kasy, a przecież tak dobrze byłoby wśliznąć się przez szparę pod drzwiami, rzucić okiem na poddawany nieustannej metamorfozie krajobraz uginających się pod ciężarem kolorowych cudów półek, przekroczyć ostatni próg i spocząć na stałym miejscu, czekając na patronowaną nazwiskiem pisarza kawę przygotowywaną przez kolejną Macondziankę, która po chwili siądzie obok ze swoim napojem i ciastkiem, i rozmawiać o ciekawych i nieważnych sprawach lub obserwować ścienne rysunki zwierząt o niestworzonych kształtach i kształtów niestworzonych zwierząt, gdy pani rozmawia z klientem o całkiem już stworzonych rzeczach, i zastanawiać się po raz kolejny, jak najlepiej złapać te szare kosmate stworki z domu, które włażą przez uszy i nosy, siejąc w głowie takie spustoszenie, że chce się jedynie leżeć i być, coby przynieść je tu, gdzie poczują się jak w naturalnym środowisku, bo do Macondo przychodzi się przecież, aby choć na chwilę odgrodzić się od wielkomiejskich obowiązków i pomyśleć o niczym, będąc bezpiecznie schowanym za fenickim lustrem zewnętrznych drzwi, lecz gdy już przyjdzie czas na Macondo, wpływa przez szczelinę pod drzwiami i biegnie tuż przy ścianie, by nie brudzić dywanu.