Sto lat samotności, Gabriel Garcia Marquez
Kolejny intensywny tydzień za nami, mama na chwilę w domu, a mi we wspomnieniach z minionych siedmiu dni najbardziej wybija się moja ucieczka na wagary... Tak! Zrobiłam sobie jeden dzień wagarów i polecam takie szaleństwo wszystkim zapracowanym i zmęczonym - ale i ostrzegam, że tęsknota za właśnie przeżytymi chwilami wolności jest bardzo dojmująca i czasem może powodować chwilowy paraliż po powrocie do pracy, ale... i tak warto!
Wszystko zaczęło się w czwartek rano, kiedy siedząc sobie z moim przyjacielem Tadeuszem w ogrodzie i popijając poranną kawę westchnęłam nad niespełnionym tego lata marzeniem o wypadzie nad jezioro... Tadeusz, jak to on, bez namysłu wykonał jeden, krótki telefon do reszty naszej paczki i tak oto po chwili było już wiadomo, że nic nie stoi nam na przeszkodzie i uciekamy z miasta! Wyszykowałam się, założyłam letnią sukienkę w kwiaty, spakowałam wszystko co jest niezbędne na tego typu przygodach i wyjechaliśmy. Po drodze porwaliśmy pozostałych - Marcina i Huberta - i już byliśmy w pełni gotowi na podbój podwrocławskich kurortów. Marcin, który najlepiej zna się na tego typu okolicach poprowadził nas do kamieniołomów pod Sobótką i tam czekał na nas zupełnie kosmiczny pejzaż - potężna, bezkresna dziura na samym dnie wypełniona wodą. Siedliśmy na skraju przepaści i spędziliśmy tam sporo czasu na wyjątkowo letnich czynnościach, czyli opalaniu się, wygłupach, słuchaniu naszej ulubionej muzyki i robieniu sobie zdjęć. Z naszej wakacyjnej zabawy wybudził nas potężny szerszeń, który nie mógł się nadziwić naszą obecnością i groźnie krążył nad naszymi głowami. Uznaliśmy, że to dostateczny znak, aby ruszać dalej w drogę i pojechaliśmy spragnieni obiecanego jeziora do Mietkowa. I tak spełniło się moje największe marzenie tego lata - pływałam w jeziorze - tym piękniejsze, że w tle zalewu mietkowskiego mieliśmy piękną Ślężę, która nadawała całemu obrazkowi egzotyki i rajskości. Całą drogę powrotną śpiewaliśmy jak szaleni razem z The Queen żegnając w ten sposób nasze krótkie wakacje. Zatrzymaliśmy się jeszcze tylko na melancholijnego papierosa na moście, żeby tam z kolei powitać niespodziewany koniec lata...
Wyśnione wagary!
Po powrocie do rzeczywistości okazało się, że nasze schody w Macondo są już niebieskie, wentylacja prawie skończona, wszystko co miało być pociągnięte białą farbą już jest nią pociągnięte i czas na zakupy!
Damian malujący...
I już pomalowane schody! A la Santorini oczywiście!
I nasz Macgywer przy pracy.
No i z nowymi siłami po wagarach ruszyłam na podbój ściany... na razie wychodzi mi tak:
Lena
Ale piękne rysunki!!! Ja wyruszyłam do Olsztyna i zaczęłam próby w moim ukochanym teatrze. To niesamowite jak się pracuje z ludźmi, których się zna, lubi i ceni. Duża radość, a że robimy Fredry Damy i huzary, to tej radości jeszcze więcej. Jak nas czasami ponosiła fantazja, co możemy zrobić na scenie, to dopiero było śmiesznie. Oczywiście zawsze jest trema reżyserska, ale w tym wypadku to zupełnie co innego. Będę teraz jeździć i będę trochę tu trochę tam, ale wydaje mi się po pierwszym tygodniu, że czasami więcej pracy i więcej wyzwań dodaje człowiekowi skrzydeł. I niech tak pozostanie. A Lena ma teraz na głowie obie galerie i Macondo i Manufakturę. Jesteśmy na gorącej linii, a ona jest bardzo dzielna i trzeba ją wspierać dobrym słowem. Wczoraj w Olsztynie był niesamowity poranek. Obudziły nas (mnie i moją siostrę, która robi scenografię) całe stado balonów płynących po niebie. Piękne, dostojne i takie lekkie.
A taki pejzaż z okien pociągu teraz mi towarzyszy.
Jesteśmy też w trakcie projektowania naszej witryny i poprosiłyśmy naszą zaprzyjaźnioną artystkę Dorotę Czerek, która specjalizuje się w tworzeniu niezwykłych drewnianych aniołów o wykonanie dla nas szyldu. Dorota nie czekając ani chwili zabrała się do pracy i już mamy pierwsze obrazy z jej pracowni:
Jesteśmy też w trakcie projektowania naszej witryny i poprosiłyśmy naszą zaprzyjaźnioną artystkę Dorotę Czerek, która specjalizuje się w tworzeniu niezwykłych drewnianych aniołów o wykonanie dla nas szyldu. Dorota nie czekając ani chwili zabrała się do pracy i już mamy pierwsze obrazy z jej pracowni:
Julia
To że kończy się Lato jest, jak co roku, trudną wiadomością do przyjęcia. Jeśli już się uda ( chodzi o przyswojenie tejże smutnej informacji ) to juz połowa sukcesu, wystarczy by doczekać zmian klimatycznych.
OdpowiedzUsuńA'propos kąpieli to Gratuluję skorzystania z dobroci natury
Mam nadzieję, że ten wypad będzie mnie podtrzymywał na duchu w zimne zaśnieżone dni...
OdpowiedzUsuńLena
Julio i Leno - cudności się tam u Was dzieją.
OdpowiedzUsuńJulio i Leno - cudności się tam u Was dzieją.
OdpowiedzUsuń