Prymitywne laboratorium - poza obfitością miseczek, lejków, probówek, filtrów i sitek - składało się ze zwykłego tygla, ze szklanej retorty z długą wąską szyjką (imitacja jaja filozoficznego) oraz aparatu do destylacji, skonstruowanego przez samych Cyganów według współczesnych opisów trzy-ramiennego alembiku Marii Żydówki. Prócz tych rzeczy Melquiades pozostawił próbki siedmiu metali odpowiadających siedmiu planetom, formuły Mojżesza i Zosimusa do wyrobu złota, a także serię notatek i rysunków dotyczących procesów Wielkiego Wtajemniczenia, które temu, kto umiał by je odczytać, pozwalały uzyskać kamień filozoficzny. Zachęcony prostotą formuł alchemicznych Jose Arcadio Buendia przez wiele tygodni przekonywał Urszulę, żeby mu pozwoliła odkopać swoje monety kolonialne i pomnożyć je tyle razy, na ile można rozdzielić rtęć. Urszula jak zawsze ustąpiła przed niezłomnym uporem męża. Wtedy Jose Arcadio Buendia wrzucił trzydzieści złotych dublonów do rondla i roztopił je z opiłkami miedzi, orypimentem, siarką, ołowiem. Wszystko to podgrzewał na wielkim ogniu, dolewając oleju rycynowego, aż otrzymał gęsty, cuchnący syrop, który bardziej przypominał pospolity karmel niż wspaniałe złoto. W kolejnych ryzykownych i rozpaczliwych procesach destylacyjnych, w aliażu z siedmiu metali planetarnych, przeżarte rtęcią i cypryjskim witriolem, prażone na nowo w wieprzowym smalcu, z braku oleju rzepakowego, cenne dziedzictwo Urszuli zostało doprowadzone do postaci zwęglonej skwarki, której nie sposób było oderwać od dna rondla.
Sto lat samotności Gabriel Garcia Marquez
...i już po Lipnicy, aż trudno uwierzyć! Nie łatwo wraca się do rzeczywistości po tygodniu w bajce, ale chyba wie o tym każdy kto spędza wakacje w sposób zupełnie nadzwyczajny! Więcej zdjęć z naszych warsztatów można zobaczyć tutaj:
https://www.facebook.com/adam.jarmula
nasz naczelny dokumentalista i filmowiec Adam przygotowuje produkcje filmową o lipnickich schodach, a oto trailer:
http://www.youtube.com/watch?v=BS-zvF6m8wA&feature=youtu.be
Wracając do rzeczywistości od razu wpadłam w wir macondowego szaleństwa. Od razu z samego rana zrobiłyśmy maraton samochodowy i odwiedziłyśmy nasze księgowe, potem Manufaktura, Macondo i dom. W Macondo spotkałyśmy się z Groszkiem i podjęłyśmy bardzo ważną decyzję, żeby zostawić część ścian w pierwszej części takimi jakie są:
Oprócz tak ważnej decyzji obejrzałyśmy jak nowe kafle leżą na ścianie w łazience:
Przyszedł nas odwiedzić też Pan Jurek nasz elektryk i stwierdził brak życia w wiatraku, który kupiłyśmy z odzysku z powodu jego piękna...
W Macondo z powodu gładzenia gładzi wszystko jest zapylone do cna, nawet nasz dodo-ptak:
...ale jak w każdym bałaganie stworzyły nam się małe instalacje:
Po wszystkim poszłyśmy z Groszkową na lody i tam podczas babskiej pogawędki, zupełnie po babsku zauważyłyśmy jak wyglądają nasze buty po Macondo:
Dziś było mniej nerwowo, właściwie spokojnie, bo mniej miałyśmy biegania, a więcej rozmyślania i planowania. Spędziłyśmy więc prawie cały dzień w naszej Manufakturze na Ostrowiu Tumskim, a dokładnie na ławeczce przed i robiłyśmy notatki na temat naszego stowarzyszenia, które właśnie rozpoczyna swoją drogę ku powstaniu.
Oprócz tego spotkałyśmy się z naszym znajomym, który zajmuje się tworzeniem niebanalnych mebli i przy kawie w Cafe Nożownicza opowiadałyśmy mu o tym co mógłby stworzyć w Macondo i jakie są nasze plany na wystrój.
Jutro nie będzie już tak łatwo, bo zaczynamy przygodę z Sanepidem....
Lena
W związku z tym odbywamy tajną lustrację toalet, żeby ją porównać do naszej w przyszłe rajskie ptaki. Trwają też rozmowy i debaty na temat kawy, ekspresu i okazuje się, że żyjemy w kraju baristów i że świadomość jaką kawę należy pić i jak ją przyrządzać wzrosła w narodzie nieprawdopodobnie. Ja ze swoją kawą rozpuszczalną i sympatią do pastylek nespresso jestem jakimś barbarzyńcą. No trudno. No i stanęło na drabinach jako podstawy konstrukcyjnej półek w Macondo. Lena powiedziała, że to będzie klub strażaka, ale myślę, ze będzie pięknie. Dlatego rozpoczynamy poszukiwania starych, drewnianych drabin, jakby ktoś widział albo słyszał to prosimy o znak. Przez moment się przejaśniło na horyzoncie, ale dużo tych spraw i rzeczy do załatwienia, że aż trudno ogarnąć i czujemy zawrót głowy, wiec zdecydowanie lepiej skupić się na kolejnych drobiazgach, bo wtedy można ominąć szaleństwo. Mam smutne poczucie, że lato się skończyło, że już słońce tak nie oślepia, nie parzy i nie osłabia. Pewnie dlatego, że było tak intensywne, to szybko się wyczerpało. I wszystko się zmieni, pora wschodu i zachodu słońca, temperatura i może już czas, żeby zamówić drewno. Czy aż cztery pory roku to nie za dużo jak na jednego człowieka?
Julia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz