Długie godziny spędzał zamknięty w swoim pokoju, pogrążony w kalkulacjach na temat możliwości strategicznych nowej broni, aż wreszcie udało mu się opracować podręcznik zadziwiający jasnością dydaktyczną i darem nieodpartej argumentacji. Posłał go władzom wojskowym załączając liczne opisy własnych doświadczeń i kilka arkuszy rysunków objaśniających. Posłaniec, który wiózł to cenne dzieło, przebył góry, błądził po bezkresnych bagnach, przeprawiał się przez burzliwe rzeki i omal nie zginął w zębach drapieżników, dręczony rozpaczą i chorobą, zanim trafił na trakt mułów pocztowych. Mimo że podróż do stolicy była w owym czasie imprezą prawie niemożliwą, Jose Arcadio Buendia przyrzekał sobie podjąć ją natychmiast po otrzymaniu rozkazu rządu, aby zademonstrować praktyczne zastosowanie swego wynalazku dygnitarzom wojskowym i osobiście ich wprowadzić w tajniki skomplikowanej sztuki wojny słonecznej.
Sto lat samotności Gabriel Garcia Marquez
Jest siódma rano i nie mogę za dużo pisać, bo Lena jedzie na wesele, a ja nie umiem przecież nałożyć odpowiednich kolorów, a za wcześnie, żeby się usamodzielnić. No więc nie ma monopolowego!!! (chodzi o wielki napis, który zdobił lokal przy Pomorskiej 19) Teraz są prawie czyste szyby, plakaty Leny o nocy na Nadodrzu i ptak z loga i niebieski nasz dudek drewniany z domu na parapecie. Załatwiłyśmy mnóstwo spraw od rana wczoraj, a w zasadzie nie od rana, bo wyruszyłyśmy w południe, więc powrót do domu był późny (ok.21) Och, jakie my jesteśmy pracowite.(!?) Oddałam konieczne dokumenty, a przemiła pani Wiesia znowu była lekiem na całe zło. W Koplandzie (drukarnia) okazało się, że można sobie wszystko wydrukować - tapety, płótno, podłogę, czujecie, to może być piękne. Aha, kupiłyśmy hamak, niesamowicie kolorowy w Biedronce. No i będziemy się bujać jakby co... Lena kupiła pisak na szyby a resztę sama opisze, jak zdąży. W każdym razie był kryzys, ale kupiłam lody i przeszło. Nawiązujemy coraz więcej kontaktów z sąsiadami, na przykład Cafe Nożownicza (link następnym razem, no wesele). Na koniec było Obi - osiem oprawek, osiem żarówek i plafoniera do łazienki (Lena wybrała w różyczki!!!) i z przyjemności doniczka różowych pachnących goździków. Dzisiaj spokojniej Lena na wesele a ja do Manufaktury. A niedziela będzie nasza (żeby tylko nie zapeszyć). Strasznie jestem o tej siódmej rano w nawiasie. Czy to coś znaczy? Że o czymś zapomniałam? Na pewno, ale przecież nie można wszystkiego pamiętać.
Julia
Ja miałam wczoraj bardzo ważne zadanie- wzięłam chłopaków i odkleiliśmy napis Monopolowy!!! Zaraz po samym starcie w stronę Macondo przypominałam sobie po kolei czego zapomniałam zabrać... najpierw płynu do szyb, każdemu może się zdarzyć, potem kluczy... trochę gorzej. Na miejscu już w czasie zeskrobywania kleju z szyb uświadomiłam sobie, że nie mamy taśmy do przyklejenia plakatów! Ruszyłam więc na rozpaczliwe poszukiwania taśmy w najbliższej okolicy, bo czasu mieliśmy naprawdę mało... Nikt nie mógł mi pomóc, więc właściwie nie dowierzając, że jest jeszcze jakaś nadzieja wpadłam do Krzywego Komina - gdzie byłam pierwszy raz - TAAKIE miejsce! TAK blisko nas! Zupełnie fantastycznie! Przelawirowałam przez zawiłe korytarze i dotarłam do administracji, gdzie panie bardzo ucieszyły się na mój widok i z radością podarowały mi taśmę! To było TAKIE miłe! Z Krzywego Komina pobiegłam do Macondo i zaczęłam rozpisywać się na szybach naszym nowym, białym pisakiem do szyb... i wtedy uświadomiłam sobie, że nie wzięłam plakatów... i byłaby to ostatnia katastrofa, gdyby nie to, że jak mama przybiegła z plakatami żeby nas uratować, to nieśmiało powiedziała: "Ale Ty wiesz, że te napisy z zewnątrz są w lustrzanym odbiciu?"
siodma rano w sobote to w ogole jakas koszmrna godzina, az starch sie bać. Alez Wy zakrecone jestescie! Bosko! bedziecie mialy zakrecone MAcondo!
OdpowiedzUsuńMacondo bez zakrecenia to jak nie Macondo!
OdpowiedzUsuń