styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

środa, 15 stycznia 2014

GRUSZECZNIK, "Karnawałowy szal Flamenco" i relacja z wernisażu


Długą chwilę stał nieruchomo i ze zdumieniem zadawał sobie pytanie, jak się to stało, że trafił do tej otchłani bezradności, gdy wtem jakaś ręka wyciągnięta w mroku z pięcioma rozpostartymi palcami dotknęła jego twarzy. Nie zdziwił się, bo bezwiednie tego oczekiwał. Zaufał więc tej ręce i w stanie straszliwego wyczerpania dał się zaprowadzić do jakiegoś nieokreślonego miejsca, gdzie zdjęto z niego ubranie i zaczęto go obracać na wszystkie strony jak worek ziemniaków, w nieprzeniknionej ciemności, gdzie miał za wiele ramion, gdzie nie pachniało już kobietą, tylko amoniakiem, i gdzie usiłował sobie przypomnieć jej twarz, ale widział przez cały czas twarz Urszuli, na pół świadomy, że robi coś, czego pragnął od dawna, lecz nie wyobrażał sobie, że można to zrobić naprawdę, nie wiedząc, jak to robi, bo nie wiedział, gdzie są nogi, a gdzie głowa, ani czyje to nogi i czyja głowa, czując, że nie potrafi dłużej wytrzymać lodowatego kłucia w nerkach, burczenia w kiszkach, lęku i ślepego pragnienia ucieczki, a zarazem pozostania na zawsze w tej rozpaczliwej ciszy, w tej przerażającej samotności.
Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności


Czar  i urok tego zdarzenia jakim był wernisaż przywróciło sens istnienia Macondo i powiało nie tylko szaleństwem kolorów malarstwa tkanego Fabien'a, ale również teatrem i poezją dzięki trzem dziewczynom i Rimbaud. Kiedy robiłyśmy krótką próbę przed rozpoczęciem, Klara, Basia i Agnieszka, adeptki sztuki aktorskiej, bardzo pięknie poddawały się moim uwagom, poczułam, 
że w tym miejscu może wydarzyć się bardzo wiele. Potem przestrzeń Macondo zapełniła się bardzo międzynarodowo, przyszli przyjaciele i stali klienci, którzy stali się przyjaciółmi i było pięknie. 








I okazuje się, że Marquez ma rację, można zaczarować rzeczywistość, choćby na chwilę. W następnej już nie jest tak magicznie, bo trwa styczeń ze swoją niby zimą i trochę wieje pustką, ludzi mniej, ruch też osłabł, ale tak musi pewnie być. Trzeba to przetrwać i skupić się na  sposobach zaczarowywania, żeby życie nas nie osłabiło swoim trudem istnienia.
Julia



Siedzę właśnie w Macondo i piszę na kartce w kratkę - która jak kasety VHS staje się lirycznym archaizmem. Coś jednak zawsze kwitnie we mnie intensywniej, gdy zamiast klawiatury łapię się za długopis. Może jest to powodowane większym dystansem dzielącym mnie od facebook'a i mojej skrzynki mailowej...
I już czuję, że te trzy pierwsze zdania wprowadziły mnie w stan lekkiej hipnozy - bardzo przyjemnej i uskrzydlającej.

Macondo dzielnie wytrzymało tłum wernisażowych gości, którzy przyszli w piątek obejrzeć prace Fabien'a. Całemu wydarzeniu nadawały rytm trzy głosy czytające poezje Rimbaud (Basia Gałczyńska, Klara Broda i Agnieszka Niedziałek). Po oficjalnym otwarciu wszystko nabrało takiego tempa, że zagubiłam się gdzieś między robieniem kawy, nalewaniem wina, rozmowami, a witaniem i żegnaniem gości.
Najbardziej cieszy mnie, że prace Fabien'a tak dobrze czują się w Macondo i że są tak wyjątkowe, ciągle na nowo wciągają mnie w swój przepastny świat i nie można się do nich przyzwyczaić.

Ponieważ nigdy nie jest nam za mało to już 25 stycznia o 15.00 zapraszamy na warsztaty Karnawałowy szal flamenco, które będzie prowadzić nasza Michalina Adamska z Ruchomej Pracowni. (http://ruchomapracownia.pl) Koszt warsztatów wynosi 40 złotych, a zapisywać można się w Macondo lub pod adresem mailowym parasolki@gmail.com Można będzie wybrać kolor włóczki, z której będzie się robiło szal i Michalina zapewnia, że nie będzie trudno, ale ciekawie i a dobry efekt jest murowany!


...Ami przyniosła dziś do Macondo niezwykłą płytę i słuchamy jej przez cały dzień - nie mamy dość, a wręcz przeciwnie - apetyt ciągle rośnie. Płyta nazywa się Tonbruket Dig it to the end 

i tu odrobina jej brzmienia:


W takiej atmosferze trudno nie zatęsknić za literaturą objaśniającą stany przeżywane podczas słuchania tak niezwykle skomponowanych utworów. Sięgam więc po Mia Couto i znajduję takie słowa:
"Żyjemy z dala od nas samych, w odległym udawaniu. Zanikamy się. Dlaczego wolimy siebie w tej wewnętrznej ciemności? Być może dlatego, że ciemność łączy rzeczy, zszywa rozproszone włókna. W ramionach nocy niemożliwości zyskują pozory rzeczywistości. W tej iluzji wypoczywają urojenia.
Piszę to wszystko jeszcze przed rozpoczęciem. Zapis wodą sporządzony przez kogoś, kto nie chce wspomnienia, ostateczne przeznaczenie atramentu. A wszystko z powodu Maneki Mazembe, ślepego rybaka. Zdarzyło się, że opróżnił on sobie oba oczodoły, dwie studnie wypite przez slońce. Sposób, a jaki stracił wzrok, to historia do uwierzenia. Jedna z tych, które im częściej powtarzane, tym mniej się je rozumie. Koniec końców, wiele głosów wytwarza tylko ciszę."
Na koniec coś bardzo ważnego i przepysznego, czyli macondowy GRUSZECZNIK!
Od dziś do... następnych gruszek...
Pomimo, że gruszki to jesienne owoce to swoją słodyczą koją tęsknotę za latem bogatym w truskawki, maliny, jagody, jeżyny, brzoskwinie, morele...
Zawsze w takich sentymentalnych, roztęsknionych momentach przypomina mi się Addio Pomidory
z Kabaretu Starszych Panów, piosenka, którą nucę każdej jesieni, aż do pierwszych pomruków lata...
...więc Addio!



Lena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz