styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

niedziela, 20 października 2013

Zaśpiewa u nas Sinatra!

Byli to nowi Cyganie. Młodzi mężczyźni i kobiety, którzy znali tylko swój własny język, dorodni, z oliwkową skórą i zręcznymi rękami. Ich tańce i muzyka wywoływały na ulicach rozgardiasz pełen nieokiełznanej wesołości, bo przywieźli z sobą różnobarwne papugi recytujące włoskie romance, kurę, która znosiła setkę złotych jajek na dźwięk tamburynu, tresowaną małpę, która odgadywała myśli, skomplikowaną maszynę służącą jednocześnie do przyszywania guzików i obniżania temperatury, aparat do wypłaszania złych wspomnień, plaster do zabijania czasu i tysiąc innych jeszcze wynalazków tak przemyślnych i osobliwych, że Jose Arcadio Buendia zapragnął wynaleźć specjalną maszynę, która ułatwiłaby mu spamiętanie ich wszystkich. W mgnieniu oka przewrócili do góry nogami całą wieś. Mieszkańcy Macondo zgubili się nagle na własnych ulicach, oszołomieni tym jarmarkiem cudów.
Sto lat samotności, Gabriel Garcia Marquez


Ach ten Marquez! Wystarczy wrócić do tego czym się inspirujemy, a tam jak na wyciągniętej dłoni czekają odpowiedzi na wszystkie pytania! "Jarmark cudów" - to właśnie idealna nazwa dla tego czym jest nasz macondowy sklep. Ostatnio siedząc w nim cały piątek patrzyłam na półki i na to co na nich stoi i myślałam o tym, że bardzo mi się podoba jak udało nam się wszystko pokazać. Podobają mi się nasze drabiny i lampy, walizki i poduszki obszyte moimi materiałami zdobytymi od zaprzyjaźnionego tapicera, który miał swój zakład na uliczce, na której mieszkał w Orleanie podczas mojego Erasmusa we Francji. Podobają mi się wszystkie cuda, które sprzedajemy i parę drobiazgów, na szczęście, które w szczególny sposób intrygują najmłodszych gości Macondo... 
Najbardziej podoba mi się półka, na której stoi koń na biegunach oświetlony fioletową lampką:

Podobają mi się też nasze peruwiańskie ptaki, ale może ja mam już taką ornitologiczną słabość:

 
...udało nam się też wynaleźć zupełnie niecodzienny przedmiot, czyli szkielet domu, który wisi wprawdzie w Macondo, ale ciągle nie wiem czy nie powinien zawisnąć w mojej pracowni...

Cudnie zrobiło się też pod oknem, bo przy dorotowo-macondowych ptakach zawisły kolorowe szklane ptaki:
 Nasza witryna też się wzbogaciła o przeróżne stwory wiszące na tle ulicy i najbardziej podoba mi się frasobliwa biedronka, która przysiada to na tramwaju, to na czyimś ramieniu...
 
 Ostatnio walczyłam też z napisami na naszej witrynie i udało mi się narysować intensywnie różowo-zielonego macondowego ptaka w kapeluszu, który kiedy pada na niego światło wymyka się szaleństwu kolorów:
Przybyło też mnóstwo biżuterii (aż sama skradłam parę kolczyków...) i, tak jak się można było tego spodziewać, zabrakło nam miejsca w walizce.... Wybraliśmy się więc dziś rano z moim Grzesiem na targ przy młynie w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Musiałam ciągle powtarzać sobie po co przyjechaliśmy, bo zatrważająca ilość ciekawostek i błyskotek natychmiast prowadziła mnie ku zapomnieniu i szaleństwu kupowania miliona drobnych niezwykłych i niepotrzebnych (niepotrzebnych dodała Julia) przedmiotów. Na szczęście udało mi się zachować zdrowe zmysły i znalazłam wspaniałą walizkę piknikową z lat 60-tych i złotą wagę! Oczywiście nie powstrzymałam się od kupienia małej klatki z zamkniętym w niej plastikowym ptakiem za 2 złote i pobłyskującego naszyjnika za 4 złote... czyli całe 6 złotych na przyjemności. 
 
Wpadając do Macondo właściwie codziennie ze wzruszeniem obserwuję jak Szotu buduje nasz bar i powoli zbliża się moment wielkiego OTWARCIA. Czasem, jak nikogo nie ma staję sobie za barem i wyobrażam ten moment kiedy goście będą pić kawę skupieni na rozmowie, czytaniu, albo słuchaniu muzyki kojąco rozbrzmiewającej w zupełnie codziennej, spokojnej macondowej atmosferze. Czy to grzech tak czasem pomarzyć?
Marzę też już o dniu wielkiego OTWARCIA. Nasz Mateusz uzgodnił już z nami, że będzie śpiewać z tej okazji Sinatrę, co, jak mówi, kocha i robi bez żadnego wysiłku, gdziekolwiek tylko sprzyja ku temu okazja. Sprowokowana taką przyszłością, słucham teraz Sinatry i... po cichu sobie marzę.
Lena


A ja przyjechałam z Olsztyna wczoraj wieczorem. Kiedy wsiadałam do prawie pustego pociągu, znalazłam na stoliku - uwaga: Kartę Prób Hamulca! I wszystko jest tu zapisane - miejsce próby, masa hamująca, masa ogólna Mo i rzeczywista masa hamująca Br i procent rzeczywistej masy hamującej 100 x Br/Mo Pr. Czy to nie fantastyczne! Dla laika brzmi to jak tajemniczy kod, który chyba jest ważny, bo pociąg dowiózł mnie bezpiecznie do domu. Czekała na mnie Lena, a ja przywiozłam niezwykle smaczne ciasteczka owsiane z olsztyńskiej cukierni (zrobiłabym zdjęcie, ale już ich nie ma), które chciałybyśmy mieć w Macondo, perfumy o zapachu zielonej herbaty i dwa egzemplarze "Stu lat samotności", które dostałam w antykwariacie obok teatru i tam przemiła pani namówiła mnie na książkę Mia Couto (właściwie Antonio Emilio Leite Couto), jednego z najwybitniejszych prozaików tworzących w języku portugalskim pt."Taras z uroczynem". Czytałam z wypiekami. Wspaniałe, magiczne, zaczarowane. " To, co znajdujemy w życiu, nie jest wynikiem poszukiwań." I specjalnie dla Leny, która marzy o Klimandżaro: "Dziś już wiem, że Afryka kradnie nam jestestwo. Ale jest to przewrotna kradzież, gdyż w zamian wypełnia nam duszę." A dzisiaj porządkuję papiery Macondo, przygotowując się powoli do odbioru lokalu, robię listę spraw na jutro, telefony, zakupy, rachunki. Bo jutro jest Poniedziałek. Dziwny dzień, coś zaczyna, ma jakiś niepokój w sobie, jakieś zaklęcie na cały tydzień. Nie wiem czy lubię poniedziałki, ale mam do nich szacunek i lęk przed nieznanym i zderzeniem projektów z realnością. Pozdrawiam więc wszystkich, którzy zaczną jutro swój poniedziałek, a może Kochani to będzie ten najważniejszy dzień w naszym życiu, najpiękniejszy i najmilszy, może spotkamy miłość, wygramy fortunę, znajdziemy wszystkie zagubione sny, może... a jeśli nie, to przecież za tydzień znów będzie poniedziałek. Bo to nasze życie to taki właśnie jarmark cudów, prawda?  
Julia




To zdjęcia z prób i piękna scenografia mojej siostry Elżbiety Wernio.



2 komentarze:

  1. Strasznie lubię to miejsce. Jesteście takie kochane. Pozdrawiam. Wszystko się uda!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie dzięki!! I też pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń