Wyzwolony, chwilowo przynajmniej, od tortur wyobraźni, Jose Arcadio Buendia w krótkim czasie
zaprowadził porządek i zobowiązał wszystkich do pracy; pozwolił sobie jednak na pewną słabostkę - nakaz
wypuszczenia z klatek ptaków, które od momentu założenia grodu rozweselały czas swoim śpiewem, i
zainstalowania na ich miejsce we wszystkich domach zegarów z kurantem. Były to cenne zegary, rzeźbione w
drewnie, wymieniane przez Arabów za papugi. Jose Arcadio Buendia zsynchronizował je z taką precyzją, że co pół godziny w miasteczku rozbrzmiewały kolejne akordy tej samej melodii, osiągając punkt kulminacyjny
w południe, gdy wszędzie naraz radował wszystkie uszy pełny tekst muzyczny walczyka. On także, nie kto
inny, postanowił, żeby na ulicach zamiast akacji sadzono drzewa migdałowe, i wynalazł, nie zdradzając go
nikomu, sposób zapewnienia drzewom długowieczności. Wiele lat później, kiedy Macondo było już tylko
osiedlem drewnianych domów i cynkowych dachów, na najstarszych ulicach przetrwały jeszcze poturbowane
i zakurzone migdałowce, chociaż nikt już wtedy nie wiedział, kto je tam zasadził. Podczas gdy ojciec
Aureliana sprawował rządy w miasteczku, a matka pomnażała zasoby domu wyrobem pięknych cukrowych
kogucików i rybek, które dwa razy dziennie zanoszono z domu do sklepów, nadziane na patyki, on sam
spędzał nie kończące się godziny w opuszczonym laboratorium, studiując wyłącznie na podstawie
doświadczeń sztukę złotnictwa. Wyrósł tak szybko, że odzież pozostała po bracie zrobiła się na niego za
krótka i zaczął nosić ubranie ojca, ale Visitación musiała robić mu zakładki na koszulach i zwęŜać spodnie,
gdyż Aurelian nie odziedziczył rodzinnej potężnej budowy. Stał się milczący i stronił od ludzi. Okres
dojrzewania odebrał mu dziecinną słodycz głosu, ale przywrócił mu intensywne spojrzenie oczu, jakie miał
niegdyś. Był tak pochłonięty swoimi eksperymentami, że czasem nie opuszczał pracowni nawet w porze
posiłków.
Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności
Trudno jest utrzymywać równowagę ducha, gdy pogoda tak szaleje, raz rozpieszcza, a raz gani.
Mamy teraz czas długich, poważnych rozmów o wszystkim co przed nami. Czuję już powiew wakacyjnej, intensywnej pracy, zmian i nowych przygód.
Jestem trochę przestraszona i podekscytowana.
Macondo pozostaje niewzruszone tymi wahaniami i jak oaza spokoju chroni nas przed zawirowaniami świata zewnętrznego.
Przed nami wspaniały weekend pełen wrażeń!
W sobotę kolejna edycja warsztatów florystycznych z Olą Niemiec, pod tytułem "Kwiatowo-owocowe przyjęcie". Tym razem na warsztatach uczestnicy przygotują wyjątkowe kompozycje, które będą stanowić idealną ozdobę na każde przyjęcie. Z ogólnie dostępnych kwiatów i owoców przy użyciu odrobiny wyobraźni powstanie niezwykle efektowny i apetyczny zestaw dekoracji, który z pewnością zaskoczy każdego z gości i będzie mile wspominany przez długi czas. Warsztaty będą trwać 1,5 godziny, a koszt warsztatów to 20 zł.
A w niedzielę kolejny Salon Poezji, wiersze Sylvii Plath będzie czytać Marzena Bergmann, nasza przyjaciółka, aktorka olsztyńskiego Teatru im. Stefana Jaracza.
Czekam na ten weekend z niecierpliwością! Każde wydarzenie w Macondo to nasze małe, a czasem tak jak w czasie Nocy Nadodrza, duże święto!
Do zobaczenia!
Lena
Noce, noce są dziwną częścią naszego życia. Najczęściej nic o nich nie wiemy, bo wtedy nas nie ma. W objęciach Morfeusza tkwimy w sennej rzeczywistości, która należy do nas tylko w niewielkim stopniu. Ale są takie noce, w których jesteśmy i taka właśnie noc była na Nadodrzu w Macondo. Noc Muzeów, Noc Galerii u nas była nocą i dniem z Marquezem. Od 10-tej rano czytaliśmy "Sto lat samotności" (nie od szóstej , jak donosiły media) do północy. I rzeczywiście czytaliśmy! Najwspanialsza jest tutaj ta liczba mnoga, bo przychodzili do nas różni wspaniali ludzie, brali do ręki książkę i czytali kolejny fragment. Sfotografowałyśmy uczestników tego macondowego maratonu, pewnie wielu z Was rozpozna w nich siebie. A obsada była międzynarodowa, byli wielbiciele Marqueza z Kanady, Stanów Zjednoczonych, z Chorwacji, Francji i Hiszpanii. Miałam w tym swój udział i udało mi się przeczytać mòj ulubiony fragment o żółtych motylach krążących nad głowami zakochanych. Po tej lekturze okazało się, że w naszym Macondo brakuje złotych rybek pułkownika Aureliana Buendii i kanarków Amaranty Urszuli. To była piękna noc i dziękujemy wszystkim, którzy do nas przyszli, słuchali i czytali najpiękniejszą książkę świata na cześć i z miłości do Gabriela Garcii Marqueza, z którym teraz możemy się tylko tak spotykać.
Julia
Pierwsza odważna!
Zawitała do nas nawet dziennikarka...
...która pomimo dziennikarskiego statutu obserwatora nie odmówiła sobie przeczytania kilku stron
Stu lat samotności
Nasz Amadeusz pilnował by przeczytać wybrany przez siebie fragment...
Aśka, nasza przyjaciółka z Kanady była przez cały wieczór naszym fotoreporterem!
Thymn jak zwykle wpada do nas kiedy dzieje się coś ciekawego i zawsze daje się wciągnąć w macondowy wir.
Oprócz Thymn'a ze Stanów Sto lat samotności czytał również Pan z Chorwacji, który trafił do nas przez przypadek i zauroczony Marquez'em stawił czoło wyzwaniu i przeczytał spory fragment.
Niektórzy przyszli do nas specjalnie by czytać....
....inni zostali przyciągnięci przez magnetyzm Stu lat samotności.
A tak wygląda nasz najmłodszy słuchacz!
...apetyt rośnie w miarę czytania...
Zawitał do nas również Marian Czerski, aktor Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Nawet Pani Ela, pokonała nieśmiałość i dała się wciągnąć w czytanie!
Niektórzy nawet pomimo bariery językowej dali radę przeczytać choćby jedno zdanie!
Chętnych do czytanie nie zabrakło nam do ostatnich stron...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz