Tym razem przybyła z nim kobieta tak gruba, że czterech Indian musiało nosić ją w fotelu, i młodziutka zabiedzona Mulatka, która trzymała nad nią parasol, żeby ją chronić od słońca. Aureliano poszedł tej nocy do sklepu Catarina. Francisco el Hombre w kręgu ciekawych śpiewał ostatnie nowiny swoim starczym rozstrojonym falsetem, przygrywając sobie na tym samym archaicznym akordeonie, który mu ofiarował Sir Walter Raieigh w Gujanie, i wystukując takt swymi wielkimi stopami wędrowca popękanymi od saletry. Naprzeciw drzwi w głębi sklepiku, którymi wchodzili i wychodzili mężczyźni, siedziała w fotelu matrona wachlując się w milczeniu. Catarino z filcową różą za uchem sprzedawał zebranym szklanki guarapo - sfermentowanego soku z trzciny cukrowej i korzystał z tej okazji, żeby przyciskać się do mężczyzn i kłaść ręce tam, gdzie nie powinien. Około północy gorąco stało się nie do wytrzymania. Aureliano słuchał nowin do końca, nie znajdując żadnych, które zainteresowałyby jego rodzinę. Zamierzał wrócić do domu, kiedy
matrona dała mu znak ręką.
- Wejdź i ty - powiedziała. - Kosztuje tylko dwadzieścia centavos.
Aureliano wrzucił monetę do skarbonki, którą kobieta trzymała na kolanach, i wszedł do pokoju, nie wiedząc po co. Młoda Mulatka z drobnymi piersiami suczki leżała nago na łóżku.
matrona dała mu znak ręką.
- Wejdź i ty - powiedziała. - Kosztuje tylko dwadzieścia centavos.
Aureliano wrzucił monetę do skarbonki, którą kobieta trzymała na kolanach, i wszedł do pokoju, nie wiedząc po co. Młoda Mulatka z drobnymi piersiami suczki leżała nago na łóżku.
Gabriel Garcia Marquez "Sto lat samotności"
To był ekscytujący tydzień w Macondo, po którym zostało mi w głowie mnóstwo nowych myśli, które oglądam i powtarzam sobie uparcie, by ich za szybko nie zapomnieć.
W miniony czwartek rozpoczęłyśmy nasz nowy cykl "Maniacy" i przez cały wieczór rozmawiałyśmy z Adą Kamińską, maniaczką pomagania. Było intrygująco i inspirująco i to z bardzo prostej przyczyny - ponieważ Ada jest wyjątkowa!
fot. Krzysztof Kowalski
Już niedługo będzie można usłyszeć co dokładnie Ada nam opowiedziała na maniakowym blogu, który prowadzi Alina http://maniacy-w-macondo.blogspot.com
Do mnie, jak bumerang wraca jedna myśl, którą pewnie powtarzam pokracznie, ale tak działa moja pamięć: "Ważne jest żebyśmy spróbowali przebić bańkę w której żyjemy, rozejrzeć się dookoła i zrozumieć że świat nie kończy się na nas."
Uzupełniającą myślą do tej, którą przytoczyłam jest inna, która w wyrywaniu się z bańki pozwala zachować zdrowy balans. Upraszczając - warto zrobić w swojej bańce porządek, bo jeśli pokonują nas własne demony to nijak nie jesteśmy gotowi, by porządnie zabrać się do pomagania innym.
I teraz codziennie jednocześnie sprzątam w mojej bańce i próbuję ją przebić i wbijam się w nią i kopie ją i gryzę, ale jeszcze nie jestem w tym najlepsza, więc pewnie zabierze mi to sporo czasu za nim się z niej uwolnię i przestanę tak uporczywie zajmować się sobą i jednocześnie poukładam się i posprzątam....
Coś mi się Ada wydaje, że dałaś mi zadanie do przerabiania na całe życie...
W sobotę z kolei spotkaliśmy się z poezją Marcina Świetlickiego. Marcin Świetlicki razem z Etgarem Keretem, którego teraz czytam, pozwalają mi się zdystansować i nie brać tak wszystkiego na poważnie. Jurek Górski czytał Świetlickiego z odpowiednią do tego typu wierszy brawurą, głęboko zaglądając słuchaczom w oczy, a Zbyszek Kozera i Mateusz Rybicki, zagrali niesamowitą muzykę, która mnie oszołomiła i będę teraz pracować ciężko nad tym, żeby zaprosić ich jeszcze raz na koncert, może w grudniu, bo tego jak oni grają mogłabym słuchać bez chwili wytchnienia!
fot. Krzysztof Kowalski
Ostatnio po naszych spotkaniach przyjęła się tradycja długich rozmów i siedzenia w Macondo do późnych godzin, co otwiera nowy rozdział w życiu naszego małego królestwa.
...a ja tym czasem zabieram się za listopadowy program wydarzeń, by okazji do takiego wieczornego siedzenia było jak najwięcej!
Lena
Nie wiem jak to się dzieje, ale ciągle trwa jesienne lato albo letnia jesień. Nasza ulica Grabowa tonie w kwiatach i pachnie z pól facelia, tylko czerwone liście winorośli opadają bez powodu i odsłaniają kolory naszego płotu, a do okien zaglądają sikorki. Pięknie jest w niedzielne popołudnie być w domu! Kupiłyśmy dwie tuje, delikatne jak baletnice, żeby postawić je przed Macondo, bo zielone wazony z kwiatami ususzyły się ostatecznie i czas zmienić wystrój na nowy - zapowiedź zmiany pory roku? Nie chcę uwierzyć, że tak być musi, ale to chyba nie ma żadnego znaczenia. Wiele się dzieje w październiku w naszym Macondo i po Maniakach i Salonie Poezji ze Świetlickim i jazzem czas na nasze ukochane warsztaty florystyczne z dynią w tle czyli "Dyniowe Szaleństwo" już w niedzielę (19.10) o godzinie 16-tej.
Kochana Ola Niemiec będzie znowu czarować, a w zasadzie animować czarowanie innych, którzy pod jej opieką stworzą swoje własne kompozycje. Mimo wielu zapisów musicie przyjść, bo mnie nie będzie - będę pracować w Radomiu nad moim spektaklem "Pierwsza młodość" - i ktoś musi mi potem opowiedzieć jak było fantastycznie.
Julia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz