styczeń w Macondo

styczeń w Macondo

czwartek, 11 września 2014

Sokołowsko, palmiarnia, fatamorgana i brzozy!

Visitación nie poznała go otworzywszy drzwi i myślała, że przyszedł z jakimś towarem na sprzedaż nie wiedząc, że nic nie można sprzedać w tym miejscu pogrążającym się nieuchronnie w otchłaniach zapomnienia. Był to sędziwy starzec; chociaż głos jego łamał się co chwila, a ręce zdawały się wątpić o istnieniu rzeczy, pewne było, że przybywa ze świata, gdzie ludzie jeszcze mogą spać i pamiętać. Jose Arcadio Buendia zobaczył go w salonie, gdy wachlując się połatanym czarnym kapeluszem czytał z pełną współczucia uwagą napisy przyklejone do ścian. Przywitał go z serdeczną wylewnością w obawie, że znał go niegdyś dobrze, a teraz nie pamięta. Ale gość zauważył sztuczność tego powitania. Uczuł się zapomniany, nie tym uleczalnym zapomnieniem serca, lecz innym, okrutniejszym i nieodwołalnym, znanym mu dobrze, gdyż było to zapomnienie śmierci. Wtedy zrozumiał. Otworzył walizkę pełną przedmiotów nieokreślonej użyteczności i spomiędzy nich wyjął pudełko z flaszeczkami. Dał Josemu Arcadiowi Buendii do wypicia jakąś mętną substancję i w pamięci założyciela Macondo zajaśniało światło. Oczy napełniły mu się łzami, zanim ujrzał sam siebie w absurdalnym salonie z wypisanymi nazwami przedmiotów i zawstydził się uroczystych głupstw wykaligrafowanych na ścianach, a nawet jeszcze zanim rozpoznał nowo przybyłego w oślepiającym blasku radości. Był to Melquiades. 
                                                                                           Gabriel Garcia Marquez "Sto lat samotności"

Mam wrażenie, że od ostatniego wpisu minął rok... Lato powoli zachodzi, a ja jakby dopiero teraz je zauważyłam i poczułam ogromny głód odchodzącego ciepła i słońca. Celebruję więc każdy dzień, jakby był już ostatnim i przetaczam się z pracoholizmu w stany wolności i rzucam się w orzeźwiający nurt znajomych, którzy ciągną mnie od jednej przygody do kolejnej. I tak z cyklu ucieczek na wagary dałam się porwać  i uciekłam na weekend do Sokołowska, gdzie właśnie odbył się festiwal filmowy.
...no i zakochałam się w tym miejscu! Przyjechałam do Sokołowska późno wieczorem, obejrzałam "Duże zwierzę" Stuhra, zasiedziałam się przy ognisku, rozpalonym przed scenografią ustawioną z mgły i księżyca, i tyle wystarczyło, żebym całą noc śniła o tym charakternym miasteczku i obudziła się kolejnego dnia i nie spała jak najdłużej się da, bo trudno chcieć zatrzymać rozmowy o wystawach, filmach, butach, niczym, dzieciach, reinkarnacji, energii, śmierci, jakości spożywanego wina, miłości, kondycji współczesnej edukacji, znowu o niczym, o tym kto kogo kocha i dlaczego, a właściwie czemu by nie jechać do Wenecji i kto kupi nam wszystkim bilet lotniczy do Tokyo?! 
Sokołowsko zdecydowanie jest bratnią, macondową duszą i inspiracją. Nie zastanawiajcie się tylko jedźcie!
...tym czasem w Macondo zbliżają się warsztaty z linorytu, które poprowadzę ja, w sobotę 13 września o 16.00! Linoryt to jedna z technik grafiki warsztatowej polegająca na wycinaniu dłutem rysunku w linoleum i tworzeniu z tak przygotowanej matrycy serii odbitek. Nie będzie trudno, będzie zabawnie i interesująco! Będziecie mogli spróbować odbijania na różnych papierach i różnymi narzędziami, a to czego nauczycie się w czasie warsztatów będzie można z łatwością powtórzyć w domu. Zachęcam i zapraszam!

Macondo jak zwykle czaruje i nasz ogródek uwodzi już pierwszych gości, a nam pomysły na to jak zaaranżować nasze podwórko w przyszłym roku pęcznieją i zaraz powstanie tam co najmniej tropikalna dżungla, plantacja brzóz, palmiarnia, hodowla flamingów, wystawa lampionów, albo wszystko naraz! 

Widzimy się na kawie w ogródku!
Lena





Myślę, że ten niespodziewany powrót lata ma coś wspólnego z moją i mojego ogródka tęsknotą za ciepłymi wieczorami i słońcem. Może czasami tak jest, że jak się za czymś bardzo tęskni, to można to przywrócić do rzeczywistości i nie jest to fatamorgana? Może... W każdym razie jest pięknie, kwitną kwiaty, a róże nie poddają się i pysznią się różnymi kolorami. Ten ciągle letni nastrój udzielił się nie tylko mnie, sądząc po ilości ludzi, która pojawiła się na naszych kochanych warsztatach florystycznych i robiła, pod czujnym okiem Oli Niemiec, leśne wianki. Zaczarowane są te niedzielne spotkania, a ja zachwycam się nimi nieustannie. Mamy już stałych gości, którzy wracają do nas i są prawie na wszystkich spotkaniach z Olą i kwiatami i zawsze też jest parę nowych osób, które dopiero poznają urodę tych florystycznych warsztatów. Powstały fantastyczne leśne wianki z kory brzozowej, szyszek, kwiatów, żołędzi.








Każdy inny, osobisty, zgodny z wyobraźnią i fantazją każdej z uczestniczek, a do tego padał letni, ciepły deszcz i świeciło słońce, potem była tęcza - co to była za niedziela w Macondo! Ale na tym nie koniec. 19 października, na kolejnych warsztatach florystycznych będziemy robić kompozycje z dyni! Bardzo się cieszę, bo dynia to jeden z piękniejszych owoców, zawsze mnie zachwyca swoi kształtem i kolorem, więc będzie pięknie... W ogóle wiele się będzie działo w Macondo tej jesieni. Mamy coraz więcej pomysłów i to coraz bardziej szalonych. Mam nadzieję, że starczy nam sił i środków na ich realizację, ale jak nas znacie to wiecie, że jesteśmy wytrwałe, a poza tym otacza nas coraz więcej wspaniałych przyjaciół, nie jesteśmy same i to jest wspaniałe. Do zobaczenia na tarcie ze śliwkami. 
Julia

2 komentarze:

  1. kiedy będą kolejne warsztaty? efekty pracy fantastyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne warsztaty będą 19 października i tym razem będziemy tworzyć stroiki z dyniami!

    OdpowiedzUsuń