Kiedy korsarz Francis Drakę napadł w XVI wieku na miasteczko Riohacha, prababka Urszuli Iguaran tak bardzo zlękła się huku dział i bicia dzwonów na trwogę, że nie panując nad nerwami usiadła na rozpalonej płycie kuchennej. Oparzenia uczyniły ją do końca życia bezużyteczną małżonką. Siadać mogła tylko połową przeznaczonej do tego części ciała i wsparta na poduszkach, musiało jej też pozostać coś dziwnego w sposobie poruszania się, bo nigdy nie chciała chodzić przy ludziach nawet po domu. Wyrzekła się wszelkiego życia towarzyskiego dręczona obsesją, że jej ciało czuć spalenizną. Świt zastawał ją na podwórzu: bała się zasnąć, bo śniło się jej, że Anglicy ze swymi psami gończymi włażą przez okno do jej sypialni i haniebnie torturują rozpalonym do czerwoności żelazem. Jej mąż, kupiec aragoński, z którym miała dwoje dzieci, połowę dochodów ze sklepu wydawał na lekarstwa i rozrywki, próbując ulżyć jej lękom. W końcu zwinął interes i z całą rodziną powędrował, by osiedlić się daleko od morza, w wiosce spokojnych Indian, położonej u podnóża gór. Tam zbudował dla żony sypialnię bez okien, aby nie mieli którędy włazić piraci z jej koszmarnych snów.
Gabriel Garcia Marquez, Sto lat Samotności
Koszmarne sny czasami kończą się radosnym przebudzeniem. Tak się stało z "Damami i huzarami" w Olsztynie. Na trzeciej generalnej przyszła publiczność i odczarowała nasze strachy i niepewności. Radość zapanowała na scenie i na widowni i premiera była wspólną zabawą. A dzień był niezwykły, bo to była inauguracja otwarcia Teatru im. Jaracza po trzech latach remontu. Niezwykły wysiłek, zwłaszcza pary moich przyjaciół Janusza i Beaty (wzruszyłam się, kiedy na Gali Janusz dziękował Beacie ze sceny, a ja wiem ile razem wykonali trudnej, niesamowitej pracy) i całego zespołu, grającego przez trzy lata w dziwnych miejscach. Na premierze był obecny mistrz Penderecki, którego muzyka została wykorzystana w spektaklu. Wydarzenie. Po premierze jest zawsze takie słodko-gorzkie uczucie, bo radość z przedstawienia po aplauzie widowni i smutek z rozstania z zespołem ludzi, do których się człowiek przywiązał po dwóch i pół miesiącach wspólnej, codziennej pracy. A próby były fantastyczne, zabawne i przyjemne, zdolni i mili ludzie, wielu z nich to moi przyjaciele, więc będę tęsknić, już tęsknię! A Marzenie, mojej asystentce, zawdzięczam, że chwile zwątpienia i koszmarnych snów rozwiewała swoim optymizmem.
No a teraz, od wczoraj jestem w domu i zaczęłyśmy kolejną bitwę o wielkie Otwarcie. I wszystko jest p r a w i e gotowe. Jak wiecie pewnie w tym prawie jest zawsze diabeł pogrzebany. Więc jest lista tych resztek i na dzisiaj są ostatnie (tych ostatnich pewnie końca nie ma) zakupy: listwy, szafka pod umywalkę w łazience, barierki do okien na antresoli, wentylator do kawiarni i itd. Trzymajcie kciuki.
Julia
Mama w domu!!! Nareszcie!!!
Cudownie było pojechać znowu do Olsztyna - tak sobie pomyślałam wyruszając tam kolejny raz, że jest wiele takich miejsc w których czujemy się jak w domu... Nie spodziewałam się, że sama podróż pociągiem tak mnie uspokoi. Zawsze kiedy tak jadę, a za oknem przepływają te dryfujące krajobrazy myślę o Kapuścińskim, który w którejś ze swoich książek - zupełnie nie wiem w której - napisał, że gdy kiedyś jechał pociągiem, pomimo ambitnych planów, wpadł w pewnego rodzaju hipnozę i przez całą drogę patrzył przez okno.
Premiera była wspaniała - przyjechała do nas rodzina i świetnie się razem bawiliśmy!
Byliśmy też razem w intrygującej restauracji Casablanca, gdzie zaczerpnęłyśmy moc inspiracji i podziwiałyśmy jak tam dali sobie radę ze wszystkim tym co my właśnie mamy przed sobą...
No właśnie! Zanim zdecydowałyśmy się na całe to szaleństwo związane z Macondo nie spodziewałam się, że będziemy przeżywać ciągłe wahania nastrojów - od euforii po rozpacz. Ciągle sobie powtarzam, że nie ma innej drogi... Kiedyś znalazłam taki cytat "tam gdzie warto dojść, nie ma dróg na skróty". Często, gdy myślę też o innych wspaniałych miejscach i zaczynam porównywać z nimi Macondo i myślę, że nie uda nam się za nic być jak "tamci" powtarzam sobie inną myśl, która już od bardzo dawna mi towarzyszy "nie porównuj się z nikim, bo zawsze znajdziesz kogoś lepszego i gorszego od siebie". Może to trochę śmieszne tak iść przez życie z kilkoma mottami w głowie, ale w chwilach krytycznych działają jak pierwsza pomoc.
Ale, ale! 23 wielkie Otwarcie!!
Od wczoraj pracujemy już na pełnych obrotach, a lista zadań zamiast się zmniejszać to zwiększa się w zastraszającym tempie - całe szczęście, że już nie jestem sama! W tym miesiącu będzie nam też pomagać Gabrysia, która jako druga już po naszej Klaudynie robi u nas staż!
W całym tym zamieszaniu odnalazłam gdzieś na marginesie zdarzeń zapał twórczy, który rozpala się chyba najlepiej w czasie zimowego przesilenia (obserwuję tą dziwną przypadłość co roku - im gorsza pogoda i bardziej szare niebo tym szerzej otwiera mi się głowa i ręce same zaczynają rysować) i nagle zupełnie zniknęły wszystkie wymówki, które wynajdywałam żeby nie rysować po naszych macondowych ścianach. Więc myślę, że jeśli jutro niespodziewanie nie zacznie się lato to Macondo pokryje się rysunkami nim zdążycie się zastanowić co mogłabym tam narysować!
Lena
czy na otwarciu obowiązują jakieś wejściówki ? czy wstęp wolny?
OdpowiedzUsuńWstęp wolny! Zapraszamy
OdpowiedzUsuń